Marta Lempart i Klementyna Suchanow z OSK zapowiadały już przy okazji poprzedniej konferencji prasowej Strajku, że media będące "psami na partyjnym łańcuchu" nie będą wpuszczane do ich siedziby przy ulicy Wiejskiej. Tydzień temu przed drzwiami prowadzącymi do pomieszczeń OSK doszło do przepychanek i wzywana była policja. Część mediów niewpuszczona na konferencję W środę 2 grudnia po raz kolejny na konferencję nie została wpuszczona część mediów, m.in. ekipy TVP Info, TV Republiki oraz telewizji wPolsce.pl. - Przestaję mieć cierpliwość, kiedy pod drzwiami stoją nam funkcjonariusze TVP, którzy obniżają poziom dziennikarstwa w Polsce, który jest poziomem memu. Dlatego jeśli was tu gościmy to dbajcie proszę o poziom - mówiła Suchanow do dziennikarzy, którzy zostali zaproszeni do środka. Niektórzy niewpuszczeni dziennikarze od razu opuścili siedzibę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przy ul. Wiejskiej. Część czekała na korytarzu przy sali, w której trwała konferencja. Dziennikarze, którzy nie zostali wpuszczeni, podkreślali, że nie zgadzają się na taką segregację i również mają prawo do relacjonowania wydarzeń organizowanych przez strajk. Klementyna Suchanow po zakończeniu konferencji powiedziała do dziennikarzy biorących w niej udział by wychodząc z budynku, "uważali na te dzikie hordy". Wydarzenie było transmitowane na żywo w internecie, m.in. na Facebooku OSK. Lempart: Nikogo nie oplułam, to jest absolutne kłamstwo - To było bardzo gorzkie święto - powiedziała Marta Lempart, podsumowując obchody 102. rocznicy uzyskania przez Polki praw wyborczych. Jubileusz świętowany był 28 listopada m.in. w Warszawie w formie "spaceru" ulicami miasta. Lempart powiedziała, że "policja stosowała przemoc, nadużywała uprawnień", "łamała prawa obywatelskie" bo ma przyzwolenie "wicepremiera od niebezpieczeństwa, czyli Jarosława Kaczyńskiego". - Brutalność policji zaczyna się od tego, że policjanci wiedzą, że są bezkarni. Kłamią, że mają podstawę prawną do spisywania ludzi. Pałki i gaz są finiszem, zaczyna się od tego, że policjant kłamie, że zgromadzenie jest nielegalne - mówiła Lempart. Według danych OSK w sobotę (28 listopada) spisanych zostało około 900 osób. - Byli szantażowani, że zostaną porwani i bezprawnie przetrzymani na komisariacie - dodała. W związku z tymi działaniami Strajk Kobiet wesprze osoby legitymowane w składaniu skarg. Członkini Ogólnopolskiego Strajku Kobiet powiedziała także, że policjanci spisujący uczestników manifestacji odmawiali podania swoich danych i numerów służbowych. W Internecie pojawił się film - udostępniany także przez Komendę Stołeczną Policji na Twitterze - na którym widać jak Marta Lempart krzyczy do policjanta, że łamie prawo, nie informując jej o swoich danych osobowych i numerze służbowym. "Taka z was kur... policja, prawa nie stosujecie. Wyp...ć!" - krzyknęła. Media informowały także o tym, że Lempart miała splunąć w stronę funkcjonariusza. - Ja nikogo nie oplułam, to jest absolutne kłamstwo - skomentowała podczas środowej konferencji prasowej. - Bezprawie rozlewa się na całą Polskę - powiedziała Lempart, podając, że w innych miastach funkcjonariusze policji również legitymowali osoby protestujące, czy "spacerujące" pod sztandarem OSK. Prof. Płatek: Protesty nie są nielegalne - Dopóki mamy do czynienia z pokojowo spacerującymi ludźmi, podczas spontanicznej demonstracji, policja nie ma podstaw do tego, żeby przystępować do legitymowania - mówiła prof. Monika Płatek, która wzięła także udział w konferencji. Podkreśliła, że w przypadku uzasadnionej podstawy prawnej funkcjonariusz musi o niej powiadomić, a także przedstawić się. Prof. Płatek powiedziała również, że protesty odbywające się na ulicach polskich miast po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji nie są nielegalne. - Ten sam Trybunał w 2015 r. ustalił definicję zgromadzenia spontanicznego, które jest określone jako zgromadzenie związane z zaistniałym, nagłym, niemożliwym do przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną. (...) Przypominam, że w Polsce obowiązuje najpierw konstytucja, później ustawy, a na końcu rozporządzenie, na które powołują się policjanci. Nie można stosować przepisów prawa karnego do zdarzeń, które przeradzały się zgromadzenia spontaniczne. A to zgromadzenie jest spontaniczne tak długo, jak długo trwa stan wprowadzony przez wyrok TK Julii Przyłębskiej - mówiła prof. Płatek. Monika Płatek powiedziała, że działania funkcjonariuszy policji, którzy od 1,5 miesiąca zabezpieczają manifestacje na terenie polskich miast, a przede wszystkim Warszawy, "mają sprawić wrażenie, ze działania pokojowe nie są pokojowe. Uzbrojeni policjanci przeznaczeni do walk z terrorystami wchodzący w tłum młodych ludzi jest działaniem skrajnie nieodpowiedzialnym. Policja ma obowiązek chronić, nie ma prawa zagrażać - podkreślała prof. Płatek. Klementyna Suchanow dodała, że kobiety czekają "na jednego sprawiedliwego policjanta, który powie publicznie, że nie zgadza się na takie działania i nie będzie brał w tym udziału". Członkinie Strajku Kobiet przypominały policjantom i politykom, za pośrednictwem zgromadzonych mediów, że "przestępstwa które dotyczą przekroczenia władzy się nie przedawniają". Reakcja na spryskanie gazem Barbary Nowackiej OSK odniósł się także do sytuacji z 28 listopada, w której posłanka KO Barbara Nowacka została spryskana gazem pieprzowym w twarz przez funkcjonariusza policji. Zdarzenie miało miejsce na Trasie Łazienkowskiej, na wysokości ulicy Marszałkowskiej, którą uczestniczki sobotniego zgromadzenia blokowały. Gdy na miejscu pojawili się funkcjonariusze policji i podjęli próbę usunięcia protestujących kobiet z pasa jezdni, Nowacka podeszła do tworzących kordon policjantów i jednemu z nich prosto w twarz pokazała legitymację poselską. W następnej chwili w kierunku jej twarzy został rozpylony gaz. - Na miejscu policji nie starałabym się tego usprawiedliwiać, bo to jest napaść na funkcjonariusza publicznego - mówiła prof. Płatek. Dodała, że polska policja "niszczy swój wizerunkowy dorobek z ostatnich 30 lat i wraca do sposobu postrzegania z czasów PRL". Zapowiedź wydarzenia 13 grudnia Organizatorki powiedziały na koniec "widzimy się 13 grudnia". 19 listopada w Sejmie szef MSWiA Mariusz Kamiński mówił, że od momentu wybuchu społecznego, jaki nastąpił po 22 października, to on "na bieżąco nadzoruje działania podległych mu służb, w tym policji" i ponosi "odpowiedzialność każdego typu, w tym polityczną". Dodał, że rozumie protestujących. - Nie akceptuję jako polityk, jako człowiek, formy tych protestów, ale rozumiem, że wielu ludzi uznało, że musi zaprotestować i wyrazić swoje poglądy w tej sprawie" - tłumaczył, dodając, że niezależenie od tego, jakie poglądy były głoszone na ulicy, policja zawsze stosowała te same zasady. - Niezależnie od haseł działania policji miały być i były stanowcze tam, gdzie trzeba działać stanowczo i zdecydowane punktowo, tam gdzie trzeba było działać zdecydowanie - mówił szef MSWiA.