W trakcie zabezpieczenia szczytu przez Biuro Ochrony Rządu do recepcji przyszło trzech mężczyzn. Zażądali wydania kluczy do pokoju, który wcześniej wynajęli. Recepcjonistka zaproponowała im jednak inny, ze względu na odbywający się w hotelu szczyt. Mężczyźni się nie zgodzili, dlatego wezwano agentów BOR. Wtedy trzej panowie wyciągnęli legitymacje CBŚ. Powiedzieli, że wykonują "czynności operacyjne". Borowcy pozwolili im więc zająć pokój w strefie bezpieczeństwa. Dopiero po chwili ktoś z obstawy szczytu postanowił dokładnie sprawdzić, kim są mężczyźni. Okazało się, że w krakowskiej delegaturze CBŚ nikt ich nie zna. Wtedy ogłoszono alarm. W końcu wyszło na jaw, że mężczyźni służą w warszawskim CBŚ i ochraniają ważnego świadka, ale po godzinach pracy. Policjantów zabrano do Komendy Wojewódzkiej, a później odesłano do stolicy. Wyrzuceni z CBŚ Obaj policjanci zostali zwolnieni z Centralnego Biura Śledczego i teraz pracują w małych komisariatach - mówi rzecznik Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski. Rzecznik dodaje, że wobec tych funkcjonariuszy toczą się także postępowania dyscyplinarne. Te postępowania mają wyjaśnić, co policjanci robili na miejscu - powiedział Sokołowski. Jak ustalił reporter radia RMF FM, sprawa nie została jednak zgłoszona do prokuratury, mimo że posługiwanie się legitymacją służbową podczas prywatnych działań jest nielegalne. Sytuacja z hotelu w Krakowie pokazuje także słabość polskich służb specjalnych. BOR początkowo zgodził się na wejście do strefy bezpieczeństwa osobom, które jedynie wylegitymowały się jako funkcjonariusze CB. Roman Osica