- Są tacy ludzie, którzy by chcieli te wszystkie trumny, mimo że one są tak zróżnicowane, ustawić przeciwko komuś, przeciwko konkurentowi politycznemu. To jest jakieś paskudne zjawisko, które w polskiej myśli politycznej i praktyce politycznej daje o sobie znać" - zaznaczył. -Ja chcę, żeby historia łączyła, a przynajmniej - w taki sposób - dzieliła, żeby to nie niszczyło tego fundamentu, poczucia, że jesteśmy razem w najważniejszych sprawach - podkreślił prezydent. Odnosząc się do ubiegłotygodniowych wydarzeń po opublikowaniu przez "Rzeczpospolitą" artykułu o rzekomych śladach środków wybuchowych na wraku Tu-154 M (szef PiS Jarosław Kaczyński mówił wtedy m.in. o "zamordowaniu 96 osób"), prezydent powiedział, że - na nieszczęście dla polskiej demokracji - "została przekroczona kolejna bariera". "Burza została wywołana straszliwa" Komorowski podkreślił też, że stało się to w sposób "bardzo nieuzasadniony, dlatego że przecież cała podstawa tych oskarżeń została następnie zburzona przez autorów, dziennikarzy, którzy wywołali problem". - Ten artykuł został zdezawuowany przez sam tytuł prasowy, ale burza została wywołana straszliwa - z bardzo bolesnymi konsekwencjami, nieuprawnionymi, nieuzasadnionymi w związku z tym oskarżeniami także natury politycznej - mówił. Premier Donald Tusk odnosząc się do wypowiedzi szefa PiS oświadczył wówczas m.in., że Kaczyński dzieli Polaków na zwolenników i przeciwników tezy, że rząd "współuczestniczył w zbrodni zabójstwa prezydenta" i że nie sposób ułożyć sobie życia w jednym państwie z tymi, którzy formułują tego typu wnioski. W ocenie Komorowskiego ta wypowiedź Tuska była przejawem "ogromnego rozgoryczenia i osobistego bólu". - Jeżeli się znajduje pod ostrzałem tak daleko idących i tak bolesnych oskarżeń, to wiele słów można zrozumieć - dodał. - Natomiast nie sądzę, żeby pan premier miał na myśli to, że jest niemożliwe życie w ramach jednego państwa. No bo żyjemy w ramach jednego państwa. Czasami jest trudno (...), ale oczywiście trzeba próbować, trzeba wierzyć w to, że jednak potrafimy te polskie swary utrzymać w jakichkolwiek ryzach - podkreślił prezydent. - To, gdzie widzę największy problem i największe zagrożenie budzące mój największy niepokój, to jest to, jak ogromna jest łatwość zamącenia ludziom w głowach i zbudowania negatywnej opinii publicznej w kwestiach jakości polskiego państwa, w kwestiach uczciwości polskich władz. To mną naprawdę wstrząsnęło" - podkreślił. "To mną wstrząsnęło, że tak łatwo jest przekonać ludzi do jakiejś straszliwej wizji spisku wszechogarniającego, niszczącego Polskę z udziałem polskich władz, polskiego państwa - dodał. - Moim zadaniem jest próbowanie - pomimo wszystko - budowania tego, co może przynajmniej zmniejszyć poziom agresji. Stąd na przykład moje zaangażowanie w tej chwili w 11 listopada (...), żeby nie burzyć możliwości odwoływania się przynajmniej do wspólnej przeszłości - mówił prezydent. "Stało się coś złego" Według niego stało się coś złego, że obecnie "wróciły tkwiące pewnie w każdym pokłady czarnowidztwa i łatwości wierzenia w rzeczy złe". - To budzi mój niepokój, bo uważam, że zabija to dumę polską, naturalną potrzebę uzyskania trochę rekompensaty po trudnej historii we współczesności, która przecież - jeżeli patrzeć oczyma innych narodów - powinna nam dawać ogromną satysfakcję - podkreślił Komorowski. Odnosząc się do propozycji powołania międzynarodowego zespołu ekspertów ds. smoleńska prezydent ocenił, że jego zdaniem "nikt ze zgłaszających te pomysły nie wierzy w to, że będzie można powołać komisję międzynarodową, która będzie obdarzona zaufaniem polskim". - Jest to niepoważne, jest to według mnie szkodliwe, a na koniec będzie nieskuteczne - ocenił. Według niego powstaje też pytanie: "Jak to, Polska ze swoim potencjałem, ze swoją historią, żeby rozwikłać sprawę katastrofy lotniczej powołuje komisję międzynarodową, poddaje się werdyktom zewnętrznym?". - Co na to, że tak powiem, wszyscy polscy patrioci, którzy codziennie mówią o potrzebie podkreślania suwerenności państwa, a jak przychodzi do trudnego problemu, gdzie trzeba trochę poczekać na werdykt prokuratury polskiej, to zaczyna się wyścig - kogo z zewnątrz, kogo z obcych poprosić, żeby za nas o czymś rozstrzygnął? - mówił Komorowski. - Zaraz się zacznie: o ten naukowiec jest z Niemiec, a ten z Rosji, a ten może z Izraela, a może Ameryki, a może stamtąd... a na końcu będzie tak, że wszyscy będą ciężko sfrustrowani - dodał. Jego zdaniem nie ma natomiast żadnej przeszkody, żeby świat naukowy podjął dyskusję w sprawie katastrofy. - Uważam, że zabrakło rzetelnej dyskusji ludzi uwiedzionych przez fantazje z ludźmi trzeźwych umysłów i naukowego punktu widzenia - powiedział. Jednocześnie prezydent podkreślił, że nic nie zastąpi w tej sprawie werdyktu polskiej prokuratury. Według niego praca wykonana "na łapu-capu" jest większym zagrożeniem nawet niż praca przeciągająca się. - Dajmy im szansę zakończyć to śledztwo - dodał. Odnosząc się do zarzutów kierowanych ostatnio pod adresem prokuratury Komorowski przyznał, że problem z polską prokuraturą jest. Według niego, prokuratura wymaga "jakiegoś uzdrowienia". - Czekam na inicjatywę ministra sprawiedliwości, bo uważam, że jest czas na głęboką zmianę nie tyle personaliów - one mogą być pochodną zmian głębszych - co natury ustrojowej - dodał. Jednocześnie ocenił, że fakt, iż prokuratura jest krytykowana "z różnych kierunków", być może świadczy też o tym, że jest obiektywna.