- Zapowiedziałem już, że będzie posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego poświęcone katastrofie smoleńskiej. Chciałbym bardzo, żeby to posiedzenie było już po opublikowaniu polskiego raportu i było próbą pokazania, gdzie były źródła błędów, źródła słabości, których będziemy szukali i w raporcie rosyjskim, i w polskim - powiedział prezydent w "Kropce nad i" w TVN24. Prezydent mówił, że chciałby, aby raport polski był "nie do podważenia, żeby zawierał argumenty bardzo silnie przemawiające i do polskiej wyobraźni, i do rosyjskiej, i do opinii międzynarodowej". - Więc nie ponaglam pana ministra Millera, nie ponaglam rządu, bo chcę, żeby to była argumentacja zbudowana mądrze, oparta o wszechstronne badania - zadeklarował. Pytany, czy nie uważa, że premier powinien szybciej zareagować na publikację przez MAK raportu ws. katastrofy, Komorowski odparł, że po stronie rosyjskiej głos zabrała Tatiana Anodina (szefowa MAK). - Reakcja musi być symetryczna. Po stronie polskiej reakcją było wystąpienie ministra Millera - ocenił, dodając, że jeżeli ktoś powinien polemizować z Anodiną, to raczej jej odpowiednik, czyli polski przedstawiciel akredytowany przy MAK - Edmund Klich. Z kolei na pytanie, czy minister obrony narodowej Bogdan Klich ponosi odpowiedzialność za to, co dzieje się w 36. pułku lotnictwa transportowego (odpowiedzialnym za transport najważniejszych osób w państwie), Komorowski odparł: "minister ponosi odpowiedzialność za wszystko, ale nie można udawać, że minister wie wszystko - od tego ma dowódców wyższego szczebla". Prezydent przypomniał, że wypadek samolotu CASA (w Mirosławcu w styczniu 2008 - red.) nastąpił trzy miesiące po objęciu stanowiska przez Klicha. - Więc siłą rzeczy zaczynamy dochodzić do rzeczy bardzo delikatnej, jaką jest odpowiedzialność osób także nieżyjących. Proponowałbym nie drążyć tego tematu, ale też nie sugerować, że można wszystkim za wszystko obarczyć obecnego ministra. Prezydent powiedział też, że "możemy z czystym sumieniem wytykać braki" raportu MAK, ale nie należy odrzucać go tylko dlatego, że to nie my go napisaliśmy. Komorowski przyznał, że "nikt nie ma obowiązku czekania z ogłoszeniem własnego raportu", ale - dodał - strona polska liczyła na to, że "nie będzie pośpiechu, a polskie uwagi będą poddane jakiejś dyskusji i że efektem tego będą zbliżone raporty: rosyjski i polski". - Stało się według mnie niedobrze, dlatego, że zabrakło czasu na spokojną wymianę argumentów przed opublikowaniem raportu - ocenił Komorowski. Rosjanie - ocenił Komorowski "pospieszyli się", a skutki tego "nie są dobre dla relacji polsko-rosyjskich". Trzeba jednak - dodał - "iść drogą w kierunku współpracy, mimo że jest ona wyboista". - Pojawiły się nowe trudności na tej drodze, to jest ewidentne - przyznał prezydent. Jak dodał, trzeba dostrzec, że Rosjanie "zrobili rzecz, której robić nie musieli: nie tylko, że uwzględnili część polskich uwag - może nie tę, na której stronie polskiej najbardziej zależało, ale też zrobili gest, który nie wynika z obowiązku: w ogóle te polskie uwagi dołączyli do raportu". - Uważam, że taki sposób zakończenia części technicznej oceny przyczyn i przebiegu katastrofy, jakim jest raport MAK nie służy spokojnej wymianie poglądów polsko-rosyjskich. Ale być może jest jakaś szansa na kontynuowanie dialogu na szczeblu politycznym. To, co na szczeblu technicznym MAK zamknął (...) powinno zachęcać stronę rosyjską i polską do wysiłku na rzecz szukania rozwiązań na szczeblu politycznym Ja taką sugestię wysunąłem w stosunku do moich partnerów rosyjskich i w stosunku do rządu polskiego - powiedział Komorowski. Podkreślił, że wyciągnięcie wniosków z tej katastrofy na przyszłość leży w interesie zarówno Rosji, jak i Polski. Na uwagę, że Rosjanie publikując swój raport ukryli to, działo się na wieży kontrolnej, Komorowski odparł: - Tak, oni to pominęli, ale polski raport tego nie pominie - będzie mówił rzeczy mało popularne, niekoniecznie miło brzmiące w uszach polskich, ale i w uszach rosyjskich. Pytany, co myślał, słysząc zapisy rozmów kontrolerów z wieży na lotnisku w Smoleńsku, Komorowski odparł: "odniosłem wrażenie, że strona rosyjska nie zdobyła się na jednoznacznie powiedzenie: nie lądujcie". - Tam są takie głosy, które świadczą, że po stronie rosyjskiej była świadomość zagrożenia, chęć przekazania całej najgorszej wiedzy na temat zagrożenia. Natomiast zabrakło tej determinacji; pamiętajmy, że też trzeba porównywać to, co działo się na rosyjskiej wieży kontrolnej z tym, co się działo w kokpicie polskiego samolotu, z rozmową pilotów Jaka-40. Widać, że tam nie w pełni panowano i nad emocjami i nad sytuacją - powiedział prezydent. Jak dodał, trudno nam sobie wyobrazić, co by się działo w Polsce, gdyby strona rosyjska nie pozwoliła na lądowanie tupolewa. Na uwagę, że PiS zarzuca premierowi, iż nie broni honoru polskich oficerów, Komorowski powiedział: - Najważniejsza dla polskich oficerów i dla pilotów jest prawda - żeby nie było następnej takiej katastrofy. Nie o honor tylko tu chodzi, ale o to, żeby piloci latali bezpiecznie. (...) Zobaczymy czy PiS zdobędzie się na obiektywizm po publikacji polskiego raportu, czy też będą go dezawuować. Prezydent ocenił ponadto, że przyczyną katastrofy było "lądowanie w warunkach niedopuszczalnych z punktu widzenia wszystkich procedur". - W tym się mieści także pytanie o to, czy Rosjanie jednak nie mogli zdobyć się na więcej, na takie proste powiedzenie: nie lądujcie - zaznaczył.