Dziś zadaniem numer jeden jest dokończenie wyborów - podkreślał Prezydent RP Bronisław Komorowski na poniedziałkowej konferencji prasowej w Belwederze. Apelował o udział w II turze wyborów samorządowych i zapowiedział prace nad zmianami w kodeksie wyborczym. - Zachęcam wszystkich. Trzeba iść i głosować, bo to jest także forma ochrony polskiej demokracji - mówił. Podkreślił też, że dziś zadaniem numer jeden jest dokończenie wyborów. Na drugim miejscu wymienił ustabilizowanie sytuacji w PKW, nie tylko w wymiarze personalnym oraz konsultacje i współpracę przy opracowywaniu nowelizacji Kodeksu wyborczego. Według Komorowskiego, różnice między wynikiem wyborów, a sondażami, a także opóźnienia w liczeniu głosów nie są powodem do kwestionowania ważności wyborów. - Nie było więc w moim przekonaniu podstaw, aby ze względu na przedłużający się czas liczenia głosów, ze względu na zmianę sposobu liczenia - z komputerowego na tradycyjny czy z powodu preferencji wyborców dla konkretnych cyfr, numerów list, kwestionować ważność wyborów - powiedział. - Są tacy, którzy po prostu żywią się problemami państwa i są tacy, którzy te problemy próbują rozwiązywać i rozwiązują - ocenił prezydent. Dodał też, że ludzie w momencie trudnym się sprawdzają, albo się nie sprawdzają, jedni dolewają oliwy do ognia, inni starają się gasić pożary, a przynajmniej ograniczać. Podziękował tysiącom osób w całej Polsce W związku z zakończeniem liczenia głosów oddanych w pierwszej turze wyborów samorządowych, Bronisław Komorowski podziękował tysiącom osób w całej Polsce, pracującym w komisjach wyborczych, liczących głosy, w tak bardzo przykrej, niekomfortowej, niezawinionej przez nich sytuacji. Dodał, że w ponad 27 tysiącach obwodowych komisji wyborczych pracowało prawie 240 tysięcy ludzi. Ocenił, że te osoby pracowały w bardzo trudnych warunkach, wywołanych również załamaniem się systemu komputerowego liczenia głosów. - Pragnę także podziękować i robię to z całego serca i szczerze, dziesiątkom tysięcy mężów zaufania, w tym także, a może przede wszystkim tym, którzy reprezentowali partie, które dzisiaj zgłaszają zastrzeżenia co do wyniku wyborczego - powiedział. Dodał, że mężowie zaufania stali na straży prawidłowości przebiegu głosowania i liczenia głosów. - W moim przekonaniu są liczącym się także punktem odniesienia dla formułowanych dzisiaj zarzutów o niewiarygodności wyborów w skali kraju - mówił. Prezydent ocenił, że wynik wyborów po I turze są spóźnione w stosunku do deklaracji PKW, ale też oczekiwań opinii publicznej. Dodał też, że jak zawsze po głoszeniu wyniku wyborów jedni są usatysfakcjonowani, inni są rozczarowani - to jest normalne w demokracji. - Warto jednak przypomnieć, że o wyniku wyborczym zawsze decydują realnie oddane głosy wyborców, a nie wcześniejsze sondaże czy badania exit poll - podkreślił. W opinii Bronisława Komorowskiego, swoisty "bonus" związany z numerem listy nr 1 nie jest niczym nadzwyczajnym. "Wzrost liczby nieprawidłowo oddanych głosów niepokoi" - Natomiast oczywistością jest, że musi niepokoić - mnie także niepokoi - wzrost liczby nieprawidłowo oddanych głosów w wyborach do sejmików. Jest to wzrost liczący się w stosunku do i tak już wysokiego poziomu głosów nieważnych oddawanych w poprzednich wyborach. To nie jest nowe zjawisko, ale ono musi powodować niepokój - uważa prezydent. Przypomniał, że w 2010 r. głosy nieważne w wyborach do sejmików stanowiły ponad 12 % , a obecnie jest prawie 18 %. Dodał też, że ten wzrost liczby głosów nieważnych staje się nowym źródłem podejrzeń i zarzutów co do przebiegu głosowania, co do rzetelności liczenia głosów i wiarygodności wyborów. W ocenie Komorowskiego, liczba głosów nieważnych oddawanych w wyborach samorządowych jest wyraźnie związana z rodzajem władz, na które te głosy są oddawane. Wskazywał, że dla Polaków - według badań - najważniejsze są wybory burmistrza, wójta, prezydenta miasta, a kandydaci do sejmików są często anonimowi dla wyborców, a ponadto zdecydowanie w większym stopniu utożsamiani z listami partyjnymi. Zdaniem prezydenta należy uwzględnić fakt, że prawdopodobnie licząca się część wyborców świadomie wrzucała puste kartki, traktując to jako swoistą "żółtą kartkę" wystawianą głównie listom partyjnym. - Trzeba więc uwzględnić możliwość, że licząca się liczba obywateli mogła po prostu nie chcieć głosować na żadną partię - mówił. W ocenie Bronisława Komorowskiego, na liczbę głosów nieważnych mogła mieć i zapewne miała wpływ forma karty do głosowania. Zwrócił uwagę, że w przypadku wyborów do sejmików wojewódzkich była to broszura, książeczka. Wspomniał, że podczas wyborów samorządowych w 2010 r., karta do głosowania w formie broszury została zastosowana tylko w województwie mazowieckim. - Taka była regulacja ustawowa, że można było, ale nie było obligatoryjnie, wprowadzić broszury - mówił. Dlatego w opinii prezydenta należy porównać liczbę nieważnych w obecnych wyborach samorządowych z ich liczbą w województwie mazowieckim w 2010 r. Przypomniał, w 2010 r. w województwie mazowieckim oddano 14% głosów nieważnych, a w całym kraju było to 12%. "Warto dokonać rzetelnej oceny" - Dla mnie to jest sygnał świadczący o tym, że warto rozważyć i zastanowić się, czy ustawodawca - wszystkie partie polityczne wchodzące do parlamentu wtedy i obecnie, bo to jest ta sama grupa - w sposób rzetelny dokonały oceny swoistego pola doświadczalnego, jakim było województwo mazowieckie w 2010 r. - mówił. Dodając, że warto się zastanowić, czy miały one refleksję nad tym, czy warto, czy nie warto wprowadzać rozwiązanie pod tytułem broszura. - Nie znam żadnego sygnału świadczącego o tym, żeby którakolwiek z partii politycznych, które dzisiaj kwestionują wynik wyborczy, tego rodzaju zastrzeżenia zgłaszała w czasie, kiedy przyjmowano Kodeks wyborczy w 2010 r. - powiedział. - Warto dokonać rzetelnej oceny, na ile mógł mieć, a według mnie miał, wpływ niedoskonały sposób informowania o technice głosowania. Pytanie do ustawodawcy czy z tych wszystkich dotychczasowych doświadczeń wyciągnął - konstruując Kodeks wyborczy - wystarczające wnioski. W moim przekonaniu nie - uważa prezydent.