Zdaniem prezydenta, decyzja o trwałym upamiętnieniu ofiar katastrofy smoleńskiej powinna należeć do ich rodzin. Dzisiaj krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego został przeniesiony do kaplicy prezydenckiej. Dlaczego taka decyzja? Na pewno pojawią się głosy sprzeciwu wobec takich działań, mówiące, że zostało to zorganizowane "po cichu" i "z zaskoczenia". Prezydent Bronisław Komorowski: Wydaje się, że wydarzyło się już zbyt wiele złego, jeśli chodzi o wykorzystywanie obecności krzyża żałobnego przed Pałacem Prezydenckim. Przedłużanie dotychczasowego stanu rzeczy groziłoby daleko idącymi stratami dla autorytetu państwa, dla autorytetu Kościoła, a także pogłębieniem dyskomfortu zdecydowanej większości ludzi wierzących w Polsce, którzy obserwowali z niepokojem grę polityczną toczoną wokół krzyża oraz zachowania, które uwłaczają jego godności. Odnoszę wrażenie, że to ciąży i szkodzi wszystkim, łącznie z Prawem i Sprawiedliwością. Myślę więc, że wszyscy są zainteresowani tym, żeby sprawa została definitywnie zakończona. Jednak problem polegał na tym, że wszyscy byli tym zainteresowani, a nikt nie chciał tego zrobić. Nie ma co ukrywać, sytuacja dojrzała do tego, żeby odpowiednie decyzje podjąć. Ja je podjąłem. Podjąłem w przekonaniu, że to służy również umocnieniu soborowej zasady poszanowania i wzajemnej autonomii państwa i Kościoła. Jakie będą dalsze losy krzyża? Czy pozostanie w kaplicy prezydenckiej, czy zostanie przeniesiony? Chcemy doprowadzić do pełnego wykonania umowy z 21 lipca, podpisanej przez Kancelarię Prezydenta, Kurię Metropolitalną Warszawską i organizacje harcerskie. Przewiduje ona przeniesienie (podkreślam to słowo, bo zbyt często jest one wykoślawiane przez sugestie woli usunięcia krzyża) krzyża do kościoła św. Anny w Warszawie. I to w tę stronę zmierza. Kaplica Pałacu Prezydenckiego jest etapem na tej drodze. Być może będzie jeszcze etap dodatkowy, wynikający z apelu 28 rodzin ofiar katastrofy, które zaproponowały zawiezienie krzyża w ramach swojej pielgrzymki do Smoleńska 10 października. Jestem jednak przekonany, że finałem tych wszystkich działań będzie umieszczenie na stałe krzyża w kościele św. Anny. Jeżeli dojdzie do zawiezienia krzyża do Smoleńska w ramach pielgrzymki rodzin ofiar katastrofy to w jakiejś mierze byłoby to realizacją wcześniejszego zamiaru, aby krzyż zabrała pielgrzymka akademicka na Jasną Górę. A co można by jednak zrobić, żeby połączyć życzenia wszystkich rodzin osób, które zginęły pod Smoleńskiem. Bo 28 rodzin zwróciło się do pani prezydentowej Anny Komorowskiej z apelem o udział w pielgrzymce do Smoleńska 10 października, ale są też rodziny, które mówią, że ich się nie słucha, że one mają inny pomysł, chcą, żeby był pomnik przed Pałacem. Po pierwsze, nie należy dzielić tych rodzin. Po drugie, należy umożliwić im spotkanie ze sobą. Temu może służyć pielgrzymka do Smoleńska organizowana z inicjatywy rodzin, a nie z inicjatywy sił politycznych, pod patronatem mojej żony. Należy pozwolić rodzinom ofiar na przeżycie wspólne wydarzenia, które mogłoby je połączyć. Może w ten sposób powstać miejsce rozmowy, wymiany myśli, jak najlepiej oddając uczucia i potrzeby rodzin trwale upamiętnić wszystkie 96 ofiar katastrofy smoleńskiej. Liczę na to, że ta pielgrzymka, w której organizowaniu pomoże Kancelaria Prezydenta, przyczyni się do ukształtowania środowiska, które będzie miało pełne prawo wypowiadania się w kwestii upamiętnienia, bez używania politycznych podpowiadaczy. Chciałby Pan, żeby do Smoleńska pojechało jak najwięcej rodzin, w tym rodzina pana Jarosława Kaczyńskiego? Tak, chciałbym, żeby jak najwięcej rodzin się tam wybrało, bo chcę wierzyć, że wszystkim nam zależy na tym, aby podtrzymać atmosferę, jaka towarzyszyła żałobie ogólnonarodowej po katastrofie 10 kwietnia. Ta atmosfera została rozerwana przez sprzeczne interesy środowisk politycznych. Czy jest możliwe, żeby w pobliżu Pałacu Prezydenckiego powstał pomnik upamiętniający ofiary katastrofy, szczególnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Uważam, że przede wszystkim należy uszanować opinię rodzin. Pozwolić im na spokojne, wspólne przeżycie pamięci o katastrofie, bo być może z tego wspólnego przeżycia powstanie jakiś wspólny pomysł czy wspólna opinia. Bardzo tego oczekuję. Nie powinno się narzucać rodzinom żadnego pomysłu z zewnątrz. Liczę na opinie w tej kwestii rodzin - w nadziei, że będę mógł je skutecznie wesprzeć. Zapewne rodziny staną w obliczu jednego bardzo ważnego pytania. To pytanie stoi też przed całą polską opinią publiczną: czy należy budować klasyczny monument, czy też upamiętnić wszystkie ofiary poprzez budowę żywego pomnika, a więc np. instytucji służącej rozwiązywaniu najboleśniejszych problemów innych ludzi. Z taką inicjatywą zbudowania hospicjum dla dzieci wystąpiła siostra Małgorzata Chmielewska. Poczekajmy więc, niech rodziny ofiar rozważą wszystkie propozycje w swoich sercach i umysłach. Poczekajmy na opinie tych, którzy mają najwyższe prawo do wypowiadania się w tej sprawie. A co chciałby Pan powiedzieć osobom, które wciąż stoją przed Pałacem Prezydenckim? Jest to grupa ludzi trudna do zdefiniowania, a więc także trudna do prowadzenia rozmowy. Trzeba szukać sposobu, by także tej grupie osób przekazać sygnały o istnieniu dobrej woli trwałego upamiętnienia wszystkich 96 ofiar katastrofy smoleńskiej. Myślę, że bardziej od słów mogą być przekonujące czyny, a jest ich już sporo - tablica w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, tablica na Wawelu, tablica w kaplicy Pałacu Prezydenckiego, są indywidualne tablice poświęcone panu Kurtyce i prezydentowi Kaczorowskiemu, będzie tablica w Sejmie poświęcona wszystkim parlamentarzystom - ofiarom katastrofy. Liczę, że takie gesty pokazują, że państwo polskie ponad sympatiami czy antypatiami politycznymi nie tylko przeprowadziło uroczystości żałobne, ale także na dużą skale trwale upamiętnia osoby, które zginęły w katastrofie. W ubiegły piątek przed Pałacem Prezydenckim był prezes PiS Jarosław Kaczyński, który wcześniej tego dnia oświadczył, że między innymi Pan powinien podać się do dymisji. Nie chcę tego komentować i liczę, że prezes Kaczyński również dostrzeże, że zakończenie konfliktu wokół krzyża jest szansą na przebudowę wizerunku jego środowiska. Jeszcze raz powtórzę - nic nie zastąpi porozumienia rodzin ofiar, a jedną z tych rodzin jest rodzina prezydenta Kaczyńskiego. Wiem, że wymagałoby to odejścia od dotychczasowych zachowań i rezygnacji z politycznego eksploatowania konfliktu na rzecz porozumienia z wszystkimi rodzinami. Porozumienia z rodzinami o różnych zapatrywaniach politycznych, różnych światopoglądach i różnych ocenach przyczyn i odpowiedzialności za katastrofę. Wiem, że to trudne, ale należy spróbować pójść tą drogą. Liczę na to, że rodziny staną się najważniejszym punktem odniesienia. Punktem, w którym wykuje się wspólny pogląd, jaka może być najlepsza forma trwałego upamiętnienia wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej.