We wtorek rano szef PKW Sylwester Marciniak zapowiedział, że wystąpi do konsulatu w Manchesterze o wyjaśnienie, z czego wynikał fakt, iż w obu tamtejszych obwodach do głosowania liczenie wyników trwało najdłużej. Zapytany o tę sprawę, konsul Rowicki zwrócił uwagę, że nie sposób porównywać ilości pracy, którą mieli do wykonania członkowie podlegających mu komisji z ilością pracy komisji wyborczych w Polsce. "Obie obwodowe komisje wyborcze w Manchesterze miały w tych wyborach do policzenia największe liczby głosów ze wszystkich komisji na świecie" - powiedział. W obu obwodach w Manchesterze było po ponad 13 tys. wyborców, podczas gdy w obwodach w Polsce zwykle średnio jest po około 2 tys. wyborców. Ponadto - jak podkreślił - w przypadku wyborów korespondencyjnych członkowie komisji mają kilkakrotnie więcej czynności do wykonania. "Każda z komisji musiała otworzyć ponad 13 tys. kopert zwrotnych, sprawdzić zgodność oświadczenia o tajnym i osobistym oddaniu głosu ze spisem wyborców, a kopertę z kartą do głosowania umieścić w urnie. Następnie należało wyjąć kopertę z urny, otworzyć, posortować, przeliczyć głosy i przygotować protokół" - wyjaśnił. Tymczasem maksymalny dozwolony prawem skład komisji wynosi 13 osób, niezależnie od liczby wyborców. "Warto zaznaczyć, że pracownicy konsulatu od tygodni pracują bardzo intensywnie. Przesyłki wyborcze musieliśmy najpierw przygotować i rozesłać wyborcom, a zgodnie z napiętym kalendarzem wyborczym, mieliśmy na to dosłownie kilka dni. Wspieraliśmy również członków komisji od momentu rozpoczęcia przez nich pracy o godz. 6.30 w niedzielę, do godz. 3.00 nad ranem we wtorek" - dodał konsul Rowicki. Zauważył on też, że wbrew temu, co zasugerowano, obie komisje policzyły głosy długo przed ustawowym terminem. "To bezprecedensowe wybory w historii głosowania za granicą" Na to, że konsulaty w Wielkiej Brytanii wobec większej, niż gdziekolwiek indziej na świecie liczby zarejestrowanych wyborców są wyjątkowo obciążone, zwrócił uwagę także ambasador RP Arkady Rzegocki. "To bezprecedensowe wybory w historii głosowania za granicą. Po raz pierwszy tak wielu polskich obywateli w Wielkiej Brytanii wyraziło chęć wzięcia udziału w głosowaniu. Obecny system głosowania korespondencyjnego sprawdza się bardzo dobrze w wielu miejscach na świecie, jednak biorąc pod uwagę niemal milionową Polonię w Wielkiej Brytanii, będziemy zgłaszać MSZ propozycje dotyczące jego modyfikacji" - powiedział. Podziękował on konsulom, dyplomatom, pracownikom placówek, a także wolontariuszom, za zaangażowanie i ciężką pracę, dzięki czemu to ogromne wyzwanie logistyczne się udało, ale jak dodał, ta praca nadal trwa. "Liczenie głosów dopiero się skończyło, a my już rozpoczęliśmy intensywne prace w celu przygotowania głosowania w drugiej turze, do której zgłosiło się dodatkowo ponad 50 tys. osób" - powiedział. Ta liczba nowych wyborców oznacza, że pobity w niedzielę rekord frekwencyjny wśród Polonii w Wielkiej Brytanii zostanie mocno poprawiony. Jak poinformowała ambasada RP, w spisie wyborców przed niedzielną pierwszą turą wyborów prezydenckich figurowało 129 331 obywateli polskich, podczas gdy podczas pierwszej tury poprzednich wyborów, w 2015 r., było to 73 870, co oznacza wzrost o 75 proc. Mimo że tegoroczne wybory na terenie Wielkiej Brytanii odbywają się wyłącznie korespondencyjnie - i w czasie trwającej epidemii - do konsulatów na czas wróciło 87 proc. przesyłek z kartami do głosowania. Tymczasem w 2015 r. - gdy korespondencyjnie głosowało tylko ok. 14 tys. osób - na czas wróciło 79 proc. przesyłek. Jak podkreślają pracownicy ambasady, w tym, że pewna część przesyłek - mniejsza niż poprzednio - nie dotarła na czas, nie należy się doszukiwać żadnej sensacji ani czyjejś złej woli, bo w każdych wyborach korespondencyjnych część osób, które się zgłaszają, później nie odsyłają koperty lub robią to zbyt późno - z zupełnie prozaicznych powodów. A w sytuacji bardzo napiętego terminarza i epidemii fakt, że 87 proc. wróciło na czas, jest sukcesem. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)