Za przyjęciem raportu z niemal trzyletnich prac komisji śledczej głosowało sześciu posłów, a przeciwko było trzech - byli to posłowie Krzysztof Brejza, Witold Zembaczyński i Krzysztof Paszyk. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Przed ostatecznym głosowaniem przyjęte zostały cztery z kilkunastu poprawek zgłoszonych do projektu raportu przez posła Paszyka oraz pięć redakcyjno-technicznych autopoprawek zgłoszonych przez szefową komisji Małgorzatę Wassermann (PiS), która w maju zaprezentowała projekt raportu. W raporcie znalazło się m.in. stwierdzenie, że "powstanie i ekspansja grupy Amber Gold były wynikiem słabości państwa, dysfunkcjonalnością organów stojących na straży praworządności i wymiaru sprawiedliwości, systemowych luk prawnych, bierności i pobłażliwości aparatu urzędniczego, a także braku stosowania przepisów prawa przez organy władzy publicznej". Poprawki posła Paszyka Jedna z przyjętych poprawek posła PSL dotyczyła fragmentu raportu mówiącego, że prokuratura od 9 kwietnia 2010 r. "jest w posiadaniu pisemnej informacji o wykreśleniu Amber Gold Sp. z o.o. z listy domów składowych z uwagi na karalność prezesa zarządu spółki Marcin P.". Doradca posła Paszyka zaznaczał, że wykreślenie Amber Gold z listy domów składowych nastąpiło w czerwcu 2010 r., więc prokuratura nie mogła o tym wiedzieć wcześniej, czyli w kwietniu 2010 r. Komisja zaakceptowała poprawkę. Większość komisji odrzuciła natomiast m.in. poprawkę, w której Paszyk postulował, aby w raporcie komisji więcej miejsca zostało poświęcone należącej do Amber Gold spółce lotniczej OLT Express. Szefowa komisji Małgorzata Wassermann argumentowała, że dane dotyczące tej spółki można znaleźć w Krajowym Rejestrze Sądowym. Wassermann rekomendowała również odrzucenie poprawek zakładających skreślenie fragmentu raportu, zwierającego m.in. stwierdzenie, że "sprawa Amber Gold pokazała jak w soczewce, że państwo polskie w latach 2009-2015 było pozbawione woli realizacji dobra wspólnego". Paszyk ocenił, że jest to sformułowanie zbyt daleko idące i na wyrost. "Nie można przystać na coś takiego, bo gdyby faktycznie w tamtych latach państwo polskie był pozbawione woli realizacji dobra wspólnego, to nie nastąpiłoby objęcie nadzorem SKOK-ów przez KNF" - powiedział poseł PSL. Wassermann ripostowała, że fragment, o którym mówił Paszyk jest zawarty we wnioskach raportu, czyli części ocennej. "Oceniamy działalność państwa na przykładzie sprawy Amber Gold i niestety moja ocena jest skrajnie negatywna (...). Trzy lata prowadzenia działalności, powiedziałabym, papierowej na oczach wszystkich instytucji siłowych w Polsce, to jest nie do uwierzenia, że coś takiego mogło się wydarzyć (...). W przypadku Amber Gold premier Donald Tusk tolerował fakt trzech lat kompletnej nieudolności (...). Ja oceny działalności państwa polskiego nie zmienię" - podkreśliła Wassermann. Odrzucony został także postulat Paszyka, aby napisać we wnioskach końcowych raportu, że "komisja śledcza nie wskazała źródeł pochodzenia środków finansowych na rozpoczęcie działalności szefa Amber Gold Marcina P., ponadto komisja nie wskazała mechanizmów i nieformalnych powiązań, dzięki którym Marcin P. rozpoczął i prowadził piramidę finansową oraz że komisja nie odpowiedziała na podstawowe pytanie, kto był pomysłodawcą i wydawał wiążące polecenia związane z działalnością Marcina P., komisja w swojej pracy nie wskazała również miejsca ulokowania środków, które Marin P. ukradł tysiącom Polaków". Wassermann, sprzeciwiając się tym zapisom, mówiła, że nie był to przedmiot prac komisji, komisja nie miała takich uprawnień, a działania w tym zakresie prowadzi prokuratura. Komisja przyjęła w sumie 4 z 17 poprawek zgłoszonych przez Paszyka. Poseł PSL-UED zapowiedział, że złoży zdanie odrębne do raportu z prac komisji. "Polowanie na Donalda Tuska, Michała Tuska i Pawła Adamowicza" Oprócz Paszyka, złożenie zdania odrębnego do raportu komisji zapowiedzieli także Krzysztof Brejza (PO-KO) i Witold Zembaczyński (Nowoczesna). Brejza ocenił w swoim końcowym wystąpieniu, że celem jej pracy było "upolowanie Donalda Tuska, Michała Tuska i Pawła Adamowicza". "Ale każdego dnia pracy komisji odkrywaliście fakty niewygodne dla was i niestety nie ma to odzwierciedlenia w tym raporcie" - powiedział pod adresem posłów PiS. Dodał, że nie ma tam np. informacji, że jedną z przyczyn afery były niewystarczające kompetencje KNF w wyniku kształtu ustawy przyjętej z inicjatywy PiS w 2006 r. "Nie ma nic o karierach prokuratorów, którzy tą sprawą się zajmowali, karierach za rządów PiS" - powiedział Brejza. "Nie zbliżyliście się do żadnej prawdy" - stwierdził, zwracając się do posłów PiS. Zarzucił też niedopuszczenie niektórych wniosków dowodowych oraz niewłaściwe prowadzenie obrad przez przewodniczącą Małgorzatę Wassermann. "Polowanie jest nieudane, ja pod tą powieścią nie mogę się podpisać" - podsumował. "Mistyczna opowieść" Z kolei Witold Zembaczyński powiedział, że zrezygnował ze zgłaszania poprawek do projektu raportu, by nie dawać przewodniczącej komisji okazji do powielania "mistycznej opowieści". Stwierdził, że w raporcie pominięto odpowiedzialność ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, dziś wicepremiera w rządzie PiS. Dodał, że sprawozdanie zawiera "medialne tezy", które nie mają podstaw w materiale dowodowym. Taką tezą - jak mówił - jest np. stwierdzenie, że nad szefem Amber Gold Marcinem P. był "parasol ochronny", na co nie ma dowodów. Dodał, że komisja nie przesłuchała też m.in. ministrów Mariusza Kamińskiego czy Zbigniewa Ziobro, którzy "mogliby coś powiedzieć o ustaleniach swoich służb w sprawie 'parasola ochronnego'". "Wnioski końcowe komisji są zatem polityczne i wykraczają poza zadania komisji" - przekonywał Zembaczyński. Reakcja Wassermann Wassermann zwróciła uwagę Brejzie, że nawet jeśli przepisy o nadzorze z 2006 r. były niewystarczające, rząd PO miał trzy lata do 2009 r., gdy powstała spółka Amber Gold, by je zmienić. Z kolei Zembaczyńskiemu powiedziała, że jest gotowa podjąć z nim dyskusję merytoryczną, gdyby podjął on pracę nad raportem, a nie ograniczył się do pięciominutowego, efektownego występu przed kamerami. Dopytywała, na czym zdaniem Zembaczyńskiego polegała wina ministra Gowina, skoro nie mógł bezpośrednio wpływać na prace prokuratorów czy orzeczenia sadów. Zaznaczyła, że Gowin jako minister sprawiedliwości zachował się w tej sprawie wzorowo. "Tylko dlatego, że jest dziś członkiem rządu PiS, nie opisałam go w peanach, na jakie zasługuje" - powiedziała przewodnicząca komisji. Zembaczyńskiemu zarzuciła, że podchodząc w taki sposób do raportu, dyskwalifikuje swoją własną trzyletnią pracę, bo w raporcie wykorzystane są także jego pytania, zadawane świadkom.