W środę odbyło się drugie czytanie projektu. PiS chce odrzucenia całego projektu; PO apeluje o jego poparcie. Po złożeniu w debacie kolejnych poprawek, projekt odesłano ponownie do komisji. Dzisiaj komisja poparła tylko trzy poprawki PO. Najważniejsza stanowi, że dzisiejsze Kolegium IPN, które według projektu zastąpiłaby nowa Rada IPN, nie będzie mogło ogłosić w br. konkursu na nowego prezesa IPN (kadencja Janusza Kurtyki wygasa w końcu br.). - Ten zapis oznacza przedłużenie przez PO kadencji Kurtyki, jeśli np. nowa Rada nie zostanie wybrana w tym roku - mówił Arkadiusz Mularczyk (PiS). Zgodnie z ustawą "stary" prezes działa do czasu powołania nowego. Według posła, PO chodzi o to, by Kolegium nie rozpisało konkursu na nowego prezesa według dzisiejszej ustawy. Gdy w grudniu 2009 r. PO złożyła swój projekt, politycy PO mówili, że "trzeba naprawić tę źle kierowaną przez prezesa Janusza Kurtykę instytucję", bo IPN "zaczął mówić podobnym językiem jak PiS" i mieć "podobną wizję historii". Zarazem zapewniali, że nie chcą odwoływać Kurtyki przed upływem jego kadencji pod koniec 2010 r. (zmiany miałyby wejść w życie do czerwca 2010 r., aby wybór nowego prezesa odbywał się już na nowych zasadach). PiS ocenia, że chodzi o "upolitycznienie" IPN. Ponadto komisja rekomenduje poprawki PO - by można było się odwoływać od decyzji IPN o wydaniu kopii dokumentów osobie, która była tajnym współpracownikiem służb PRL oraz by kopiowanie akt IPN w celach naukowych i dziennikarskich było płatne. W analogicznych, choć oddzielnych poprawkach, Lewica i PiS wnosiły, by zachować sejmową większość 3/5 głosów dla odwołania prezesa IPN (według PO ma to być zwykła większość). "Upolitycznieniem IPN byłoby, gdyby zwykła większość mogła odwoływać prezesa" - mówił Mularczyk. PiS było także za skreśleniem z projektu artykułu, że Rada IPN ustalałaby priorytetowe tematy badawcze i rekomendowała kierunki działań IPN oraz opowiadało się za zapisem, by lustrować nie tylko członków Rady, ale też wybierających ich elektorów, a także - by kandydatów do Rady nie mogły zgłaszać krajowe rady sądownictwa i prokuratury (jak zakłada projekt). Ponadto PiS wnosiło, by kandydatami do Rady IPN były osoby specjalizujące się w historii 20. wieku. - Cóż w Radzie pomoże: archeolog czy znawca państwa rzymskiego? - ironizował Mularczyk. Ponadto PiS chciało też skreślenia zapisów projektu, że IPN miałby w przeciągu siedmiu dni wydawać obywatelowi akta, których sygnatury są znane oraz że do końca 2012 r. IPN miałby opublikować inwentarz archiwalny. Według Mularczyka nierealizowanie tych zapisów projektu będzie argumentem, że prezes IPN nie realizuje ustawy. Projekt PO zachowuje generalną zasadę, że każdy obywatel ma dostęp tylko do swojej teczki (co jest prawem od 1999 r.). Od 2007 r. jawne i dostępne dla każdego są teczki osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie. Oto najważniejsze propozycje zmian z projektu PO: - w miejsce dzisiejszego 11-osobowego kolegium IPN powołano by 9-osobową Radę IPN - wywodzącą się m.in. ze środowisk naukowych. Miałaby ona większe kompetencje niż będące ciałem doradczym Kolegium - m.in. ustalałaby priorytetowe tematy badawcze i rekomendowała kierunki działań IPN; opiniowałaby też powoływanie i odwoływanie szefów pionów IPN; członkiem Rady mogłaby być tylko osoba, która ma tytuł naukowy z nauk humanistycznych lub prawnych; dziś nie jest to warunkiem zasiadania w kolegium IPN; - prezesa IPN powoływałby i odwoływałby Sejm zwykłą większością głosów; dziś jest to większość 3/5. Odwołanie prezesa, na wniosek Rady IPN, byłoby możliwe m.in. w przypadku odrzucenia jego rocznego sprawozdania przez Radę bezwzględną większością głosów (dziś ewentualne odrzucenie sprawozdania przez Sejm lub Senat nie rodzi żadnych skutków prawnych); - Zgromadzenie Elektorów, wyłaniane przez renomowane uczelnie oraz Instytuty Historii i Studiów Politycznych PAN, wskazywałoby kandydatów do Rady IPN, spośród których członków wybierałyby Sejm (pięciu z 10 kandydatów) i Senat (dwóch z czterech). Prezydent RP wybierałby dwóch członków spośród zgłoszonych mu przez krajowe rady sądownictwa i prokuratury. Dziś siedmiu członków Kolegium wybiera Sejm; dwóch - Senat; dwóch - prezydent; - IPN dawałby obywatelowi oryginały akt służb specjalnych PRL na jego temat (chyba, że byłyby w złym stanie - wtedy byłyby to kopie) i bez anonimizacji jakichkolwiek danych osobowych. Dziś obywatel dostaje kopie swych akt z IPN, a nazwiska agentów można poznać po złożeniu oddzielnego wniosku (o ile ustalenie takie jest możliwe przez IPN); - agenci i oficerowie służb PRL mogliby dostawać kopie wszelkich dokumentów tajnych służb PRL na swój temat (IPN ostrzega, że uniemożliwi to odwoływanie się takich osób do sądu, co może być niekonstytucyjne). Dziś osoby te nie dostają akt wytworzonych przez nich w ramach działań w służbach PRL. W uzasadnieniu PO pisała, że stało to w kolizji z prawem do obrony przez posądzonych o współpracę ze służbami PRL (nie mogli się oni skutecznie bronić, nie znając swych akt z IPN, bo ten im ich odmawiał); - wykreślono by artykuł o odmowie udostępniania akt służb PRL osobom, których służby te traktowały jako "tajnych informatorów lub pomocników przy operacyjnym zdobywaniu informacji". Taki obowiązujący zapis spowodował odmowę udostępnienia przez IPN wielu osobom akt służb PRL na ich temat, m.in. Lechowi Wałęsie; - osoba, która dostała wgląd w swe akta z IPN (a nie była oficerem lub agentem służb PRL), mogłaby zastrzec, że nie będą udostępniane informacje ujawniające jej pochodzenie etniczne lub rasowe, przekonania religijne, przynależność wyznaniową oraz dane o stanie zdrowia, życiu seksualnym i stanie majątkowym. Pierwotnie projekt PO likwidował taką możliwość, a odpowiedzialność za ujawnienie danych wrażliwych miała spoczywać na tym, kto pozyska je z IPN i ujawni; - tak jak dotychczas, osoba, która dostała wgląd w swe akta z IPN, a nie była oficerem lub agentem służb PRL, mogłaby zastrzec, że jej akta nie będą udostępniane przez IPN naukowcom i dziennikarzom na czas nie dłuższy niż 50 lat od daty powstania akt. Osoba taka zarazem mogłaby wyrazić zgodę na powszechną ich dostępność w IPN. - wykreślono by zapis o anonimizowaniu danych osobowych osób trzecich w udostępnianych aktach, bo przemawia za tym "zasada jawności życia publicznego"; - IPN miałby - tak jak i dziś - cztery miesiące na udostępnianie akt obywatelowi w IPN. Dodano by zapis, że IPN udostępniałby w siedem dni dokumenty, których sygnatury są znane, a ich odnalezienie nie wymagałoby dodatkowych kwerend; do końca 2012 r. IPN opublikowałby inwentarz archiwalny. Instytut po przyjęciu nowelizacji będzie skrajne upolityczniony - uważa Kurtyka. W jego ocenie, propozycje projektu są niebezpieczne i nierealne. - Prezes IPN będzie zakładnikiem i bieżącej sytuacji politycznej, i swoich aktualnych relacji z Radą IPN - oceniał Kurtyka.