Chodzi o wypowiedź Wiplera z 28 lutego w programie "Skandaliści" na antenie Polsat News. "Jak ostatnio było głosowanie nad kopalniami to strasznie wyli posłowie Platformy. I gdy ja spytałem czemu oni tak wyli, gdy ja nazwałem panią premier Ewę Kopacz lawirantką, to mi jeden z kolegów odpowiedział, że tu już połowa posłów jest pijana" - mówił wtedy poseł. Nawiązał w ten sposób do reakcji posłów PO na jego wypowiedź podczas głosowań w Sejmie nad nowelą tzw. ustawy węglowej. "Zacznę od prośby, od posłów lewicy, żeby nie porównywali Żelaznej Damy, pani, lady Margaret Thatcher do tej lawirantki, do tej kobiety, która kłamie, oszukuje, oszukała Ślązaków, do osoby, która jest odpowiedzialna za to, że ginie Śląsk" - mówił wtedy Wipler; jego słowa wywołały protest na sali. Poseł mówił w Polsat News, że żałował, iż nie wezwał wtedy policji, by sprawdziła trzeźwość posłów PO. Wiceprzewodniczący komisji etyki Franciszek Stefaniuk (PSL) powiedział PAP w środę, że posłowie z komisji uznali, że za te słowa udzielą Wiplerowi nagany. "Sugerowanie, że posłowie byli pijani na posiedzeniu godzi w dobre imię Sejmu" - podkreślił. Wipler powiedział PAP, że on odwołał się już ws. upomnienia komisji za nazwanie Kopacz "lawirantką" podczas głosowań w Sejmie nad nowelą tzw. ustawy węglowej, a na działania w sprawie nowej nagany szkoda mu czasu. "Ta komisja to jest farsa, jej działania są czysto polityczne" - podkreślił. Sejmowa Komisja Etyki Poselskiej może ukarać posła zwróceniem uwagi, upomnieniem lub naganą. Na odwołanie od decyzji komisji poseł ma dwa tygodnie.