Krzysztofa Olewnika porwano 26 października 2001 r. z jego domu pod Drobinem (Mazowieckie), gdzie dzień wcześniej przy grillu bawiło ponad 10 osób - większość z nich była policjantami lub pracownikami ochrony. Nazajutrz świtem, przed godz. 6, policjanci z Głowna (Łódzkie) dostali zgłoszenie o stojącym na uboczu spalonym samochodzie. Zaginięcie Krzysztofa Olewnikowie zgłosili tego dnia po godz. 9. Policjanci Andrzej Szadkowski i Mirosław Sut zeznali, że traktowali sprawę rutynowo. Według członka komisji Andrzeja Dery (PiS), policjanci z Głowna sporządzili najpierw protokół oględzin, w którym stwierdzili, że auto jest spalone, ale można było odczytać numery z tablic rejestracyjnych, a nawet numer nadwozia - po podniesieniu maski. Gdy jednak wrócili na posterunek i sprawdzili jaki to samochód (że wiąże się z nim porwanie), mieli pojechać na miejsce jeszcze raz i zauważyć ślady kół innego auta - o czym wspomnieli w notatce urzędowej. - W protokole nie chcieli już "grzebać" - mówił Dera. Poseł zwrócił uwagę, że gdy tego samego dnia wieczorem po samochód przyjechała z lawetą ekipa policyjna z Płocka, stwierdzono, że jest on spalony do tego stopnia, iż nie można nawet rozpoznać jego marki, a wszystkie aluminiowe elementy zostały stopione. - Zastanawiam się, czy samochód nie został podpalony po raz drugi - powiedział poseł PiS. Przypomniał on, że w aktach sprawy jest wiadomość, iż przy samochodzie był Jacek Krupiński (przyjaciel i wspólnik Olewnika, dziś podejrzany o udział w porwaniu) oraz współpracujący z nim policjant Wojciech K. - Gdyby się okazało, że oni tam byli właśnie w tym dniu, rodziłoby to poważne podejrzenia - dodał poseł. Tak daleki w podejrzeniach nie jest inny członek komisji Paweł Olszewski (PO). Jak powiedział, szczególną uwagę przywiązuje do zeznań trzeciego świadka - policjanta Mariusza Protasa z Płocka z ekipy, która pojechała do Głowna po spalone auto i który był w willi Olewnika po zgłoszeniu zaginięcia Krzysztofa przez rodzinę. - On zeznał, że policjanci, wchodząc do tego domu, nie wiedzieli co robić - powiedział poseł. Podobnie jak Dera, Olszewski także zwrócił uwagę na inny szczegół z jego zeznań. Protas powiedział komisji, że będąc w Głownie, w pobliżu spalonego samochodu, odnalazł fragmenty telefonu komórkowego, które następnie przekazał Henrykowi S. - jednemu z szefów specjalnej grupy dochodzeniowej płockiej policji, prowadzącej sprawę Olewnika. S., jako jeden z trzech członków grupy, ma dziś zarzuty w tej sprawie. - Szkopuł w tym, że gdy następnie komisyjnie otwierano służbową szafę Henryka S., nie było w niej tych części telefonu, które ja mu przekazałem, ale jakieś inne elektroniczne części - powiedział Olszewski. Poseł Dera podkreślił, że gdyby dowieść policjantowi celowe działanie, "byłby to żelazny dowód na manipulację dowodami w sprawie Olewnika".