W ocenie Materskiej-Sosnowskiej, trudno jest wskazać zdecydowanego zwycięzcę debaty. Natomiast - jak mówiła - Komorowski zdecydowanie lepiej od kontrkandydata poradził sobie w części poświęconej sprawom międzynarodowym. Dlatego korzystne dla niego było to, że ten blok pytań był ostatni. "Bardzo dobrze odpowiedział na pytania o to, jak mamy budować nasze relacje i sojusze z innymi krajami czy jakie powinno być miejsce Polski w Unii Europejskiej. To, co mówił, pokazywało jego stabilność i spokój" - oceniła. Politolog zwróciła też uwagę, że prezydentowi udało się celnie "wypunktować" przeciwnika w sprawie polskiej pomocy dla syryjskich chrześcijan. Komorowski wytknął Dudzie, że ten nie wziął udziału w głosowaniu w Parlamencie Europejskim nad uchwałą, która upominała się o chrześcijan, zagrożonych przez Państwo Islamskie. "Duda mówił bardzo sprawnie, ale na mnie zrobił złe wrażenie ze względu na bardzo agresywny, napastliwy ton. To była zbyt duża zmiana w stosunku do poprzedniej debaty. Ja takiego Andrzeja Dudy nie znałam i w związku z tym umiarkowanie mi się to podobało" - mówiła Materska-Sosnowska. Według ekspertki w poprzedniej debacie kandydat PiS odnosił się z wyraźnym szacunkiem do urzędującego prezydenta. A to - jak mówiła - zasługiwało na uznanie, świadczyło o jego klasie i mogło się podobać. Tym razem - jak zauważyła - Duda nie mówił już "panie prezydencie", tylko "pan Bronisław Komorowski", co mogło sugerować pewne lekceważenie dla urzędującej głowy państwa. W dodatku - co podkreśliła - jeżeli kandydat PiS chciał w ten sposób wypaść jako polityk energiczny i zdecydowany, to tak przesadna zmiana wizerunku sprawiła, że mógł wydać się zbyt agresywny i niewiarygodny. Jej zdaniem, takie zachowanie było w kontrze do spokojnego tonu Komorowskiego. Politolog powiedziała również, że Dudzie nie udało się kilkukrotnie poradzić sobie z ripostą i powtarzał niektóre kwestie. "Wiem, że te słowa miały nam pozostać w głowie, ale to wykazywało na pewien brak pójścia do przodu, brak refleksji" - oceniła. Materska-Sosnowska zwróciła też uwagę, że obu kandydatom zdarzało się uciekać od konkretnej odpowiedzi na pytania. W jej ocenie, w odróżnieniu od poprzedniej debaty, którą obserwowało wiele osób niezdecydowanych, można spodziewać się, że tym razem "głosy są już raczej rozdane" i widzowie mogą już tylko utwierdzić się albo nie w swoim przekonaniu, na kogo będą głosować. Jak dodała obie debaty były bardzo ważnym akcentem kampanii wyborczej. Jej zdaniem, chociaż nie ma badań, w jaki sposób wpływają one na wynik głosowania, to mają one istotne znaczenie dla wyborców. "To jest jedyny czas takiego starcia, bezpośredniego spięcia między kandydatami" - oceniła.