Start rozważa bowiem dziennikarz i producent telewizyjny Maciej Pawlicki, którego mogą poprzeć nawet niektórzy członkowie rządu. Pawlicki był niegdyś związany ze środowiskiem młodych prawicowców zwanych "pampersami". Wielu z nich to dziś wpływowe postacie polityki, mediów i biznesu. - Mam pokusę, aby wystartować - co przyznaje Pawlicki w rozmowie z "Newsweekiem". Zastrzega jednak: - Jeśli to zrobię, to jako samodzielny kandydat. Tamto środowisko to już historia. Pawlicki może liczyć na wsparcie głównie ze strony tych, którym nie spodobała się decyzja braci Kaczyńskich o odwołaniu Bronisława Wildsteina. A za odwołanym prezesem TVP murem stoi m.in. całe środowisko dawnego Przymierza Prawicy, czyli partii, która w 2001 r. przyłączyła się do PiS. Wraz z PP do parii Kaczyńskich weszli i Kazimierz Marcinkiewicz, i Marek Jurek, i Kazimierz Michał Ujazdowski. Jeśli Pawlicki wystartuje z mniej lub bardziej formalnym poparciem wpływowych polityków dawnego Przymierza Prawicy, to konflikt w PiS będzie poważny. - Odwołanie Wildsteina to błąd - powtarza w rozmowie z "Newsweekiem" Kazimierz Michał Ujazdowski. - To jeden ze współtworców idei IV RP, ktora wciąż dla wielu ludzi jest ważna. Tym bardziej jego dymisja jest niezrozumiała. Nic nie wskazywało na to, że odwołanie Wildsteina może mieć dla PiS tak przełomowe znaczenie. Przecież o tym, że musi odejść z TVP mówiło się już dawno. A jednak gdy nagle, pod osłoną nocy, zastąpiono go byłym szefem Kancelarii Prezydenta Andrzejem Urbańskim, w PiS zawrzało. Po raz pierwszy od utworzenia PiS, część polityków partii Kaczyńskiego z otwartą przyłbicą wystąpiła przeciwko swemu liderowi. Zbuntowali się nawet najbliżsi współpracownicy Kaczyńskich, jak szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Elżbieta Kruk, która podała się do dymisji. "Newsweek" dowiedział się, że jest poważnym kandydatem na prezesa Najwyższej Izby Kontroli.