Po rzekomym uprowadzeniu córki Katarzyna W. była bardzo spokojna, to bardziej ona pocieszała innych członków rodziny niż oni ją - zeznali we wtorek świadkowie przed katowickim sądem. To szósta rozprawa w procesie Katarzyny W., oskarżonej o zabójstwo półrocznej Magdy. Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu. Wśród wezwanych we wtorek do sądu świadków są mąż oskarżonej Bartłomiej W. i jego dziadkowie. Bartłomiej, któremu jako bliskiemu oskarżonej przysługiwało prawo do odmowy zeznań, oświadczył przed sądem, że chce zostać przesłuchany. Ma do tego dojść jeszcze we wtorek po południu. "Nie było widać smutku na jej twarzy" Wcześniej zeznawała babcia Bartłomieja W., która powiedziała, że Katarzyna W. po śmierci Magdy nie zachowywała się jak kobieta, której dziecko zginęło w wypadku. - Nie było widać smutku na jej twarzy, zachowywała się tak, jakby nic się nie stało - zaznała. Podkreśliła, że strata Madzi to dla jej rodziny wielka tragedia i dodała, że Katarzyna W. - skoro nie chciała dziecka - mogła oddać je na wychowanie. Dziadek Bartłomieja Tadeusz W. mówił, że do czasu śmierci Madzi nie było zastrzeżeń do sposobu opieki nad prawnuczką. Przyznał jednak, że on i jego żona dość rzadko kontaktowali się z Katarzyną i Bartłomiejem. "Pomiędzy Katarzyną a rodziną Bartłomieja dochodziło do scysji" Kolejnym świadkiem była siostra Bartłomieja Paulina B. Także ją zdziwiło, że po rzekomym uprowadzeniu Magdy Katarzyna zachowywała spokój. - Przede wszystkim to ona nas pocieszała, a nie my ją - zeznała szwagierka oskarżonej. Katarzynę W. scharakteryzowała jako osobę opanowaną, która nigdy nie płakała i z którą trudno było nawiązać kontakt. Ucinała każdą rozmowę, po zwróceniu jej uwagi śmiała się w twarz - zeznała siostra Bartłomieja. Paulina B. opisywała sądowi scysje, do których dochodziło pomiędzy Katarzyną a rodziną Bartłomieja. Po jednej z kłótni Katarzyna wyszła z domu i nie wracała przez dwa tygodnie; w tym czasie do Magdy przyszła tylko raz, nakarmiła ją i wyszła. Potem Katarzyna z mężem i córką wyprowadzili się do innego mieszkania. Siostra Bartłomieja zaznaczyła, że nie miała większych zastrzeżeń do sposobu, a jaki rodzice opiekowali się Magdą. Niemowlę było zawsze nakarmione i czyste - zeznała. Zdaniem prokuratury, Katarzyna W. plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.