nie zapłacił za to, że karetka ze szpitala MSWiA w Gdańsku czuwała w Juracie nad jego zdrowiem. Kwota - zwłaszcza dla szpitala - jest spora. Chodzi o 214 tysięcy złotych. Kancelaria Prezydenta oraz Biuro Ochrony Rządu domagały się, aby szpital podczas każdego pobytu prezydenta w nadmorskiej Juracie wysyłał tam karetkę reanimacyjną, by wraz z lekarzem i sanitariuszami stała w gotowości przez 24 godziny na dobę. Z dokładnej statystyki przytoczonej w piśmie procesowym wynika, że było to 33 dni urlopu prezydenta i 38 przedłużonych wypadów weekendowych. Kancelaria jest całą sprawą mocno zdziwiona. Według Michała Kamińskiego opieka medyczna przysługuje prezydentowi cały czas, bo głowa państwa pełni swoje funkcje bez przerwy i w związku z tym nie ma takiego pojęcia jak "prezydencki urlop". Dlatego - według Kamińskiego - ani Lech Kaczyński, ani Kancelaria Premiera nie są stroną w sprawie i to nie oni powinni regulować należność wobec gdańskiego szpitala MSWiA. - Jeżeli ochrona prezydenta wypala benzynę w samochodzie, w którym jedzie, to też nie budżet Kancelarii Prezydenta jest tym obciążany - mówi szef Kancelarii Prezydenta z rozmowie z reporterką RMF FM. Kamiński nie ma pewności, kto w takim razie powinien zapłacić za pracę karetki. Jak sam mówi, nie do końca orientuje się we wszystkich procedurach, ale uważa, że kwotę powinien uregulować organ, który jest organem nadzorczym nad Biurem Ochrony Rządu, czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ale ministerstwo płacić nie chce. W wytycznych sprzed kilku miesięcy minister spraw wewnętrznych polecił podległym resortowi szpitalom, by same troszczyły się o swoją płynność finansową i w jak najmniejszym stopniu się zadłużały. - Szpitale podejmują niezależne decyzje, a wytyczną ministerstwa jest to, żeby każdy ze szpitali dbał o własne interesy i pracował w jak najlepszej kondycji finansowej - mówi reporterowi RMF FM Wioletta Paprocka z MSWiA. A szef szpitala z Gdańska poinformował już resort, że jeśli nie dostanie pieniędzy, gotów jest wejść nawet na drogę sądową. Teraz w szpitalu panuje cisza. Nikt z gdańskiej placówki nie chce się wypowiadać w tej sprawie. Główny dyrektor jest na urlopie, jego zastępca wyjechał służbowo, a dyrektor ds. medycznych rozmawiać nie może, bo operuje. Jednak - jak dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM - główny dyrektor ma się jednak pojawić w szpitalu w związku z zaistniałą sytuacją.