Według Janiny Skotnickiej z Działu Sztuki Ludowej Muzeum Narodowego w Kielcach, kolędowanie z gwiazdą to zwyczaj chrześcijański wprowadzony pod koniec XIX wieku i praktykowany do połowy XX stulecia. Konstrukcja gwiazdy była prosta - na długim kiju osadzano drewniany przetak, do którego przymocowane były ramiona w różnej liczbie. Gwiazdy na terenie Kielecczyzny nie były tak strojne jak na Podlasiu czy na południu kraju. Najskromniejsze były na północnym- zachodzie regionu - tzw. gwiazdy w cztery rogi, ozdobione czerwonym papierem. W okolicach Pińczowa gwiazdy były bogatsze, biało-czerwone, pięcioramienne. Jeszcze bogatsze - w okolicach Końskich, siedmioramienne, a każde ramię miało inny kolor. Z gwiazdą chodzili pastuszkowie, trzej królowie lub anioły. Bardzo popularną formą kolędowania była szopka. Na wsi kolędowano z szopką od końca XIX wieku. Na Kielecczyźnie wędrownych szopkarzy można było spotkać jeszcze w latach 70. XX wieku, głównie w południowej części regionu w okolicach Jędrzejowa, Kazimierzy Wielkiej i Miechowa (obecnie Miechów leży w województwie małopolskim). Muzeum Narodowe w Kielcach ma w zbiorach trzy szopki. Nie są one tak bogate jak krakowskie. Najciekawszą z nich zakupiono w latach 70. od szopkarza spod Jędrzejowa, który nabył ją już starą i zniszczoną od kolędników z Miechowa. Datuje się ją na przełom XIX i XX wieku. Jest wzorowana na szopce krakowskiej, ze sceną przystosowaną dla teatrzyku kukiełkowego, ma 27 ciekawych figurek. Centralną scenę stanowią Herod i jego świta oraz śmierć, diabeł i anioł. Są także Żyd z Żydówką, krakowiacy i górale, dziad z dziadówką. - Najbardziej oczekiwaną grupą kolędników ze względu na piękne kostiumy i oryginalne maski były herody. Oprócz masek ludzkich występowały również maski zwierzęce: koza, turoń, koń lub kobyłka - zwierzęta, które posiadają magiczną moc zasiewania urodzaju, pobudzania płodności ziemi i całej przyrody - tłumaczyła Skotnicka. Magiczną moc sprowadzania urodzaju za pomocą masek zwierzęcych, które symbolizują płodność, obrazują słowa tekstu: "Gdzie koza (turoń) chodzi, tam żytko rodzi. A gdzie jego tropy, tam będą kopy". Zwyczaj chodzenia z maskami zwierzęcymi sięga czasów przedchrześcijańskich. Kolędnicy jeszcze na początku XX wieku na wsi kieleckiej oprowadzali żywe zwierzęta. Podczas przedstawienia turoń hasał, zaczepiał dziewczyny i dzieci, po czym zmordowany padał na ziemię. Trzeba było wielu starań kolędników, żeby go ożywić, bardzo często musiał dostać kieliszek wódki. Symboliczną śmierć turonia należy odczytywać jako zamieranie przyrody na zimę, a jego ożywienie - jako odrodzenie się życia na wiosnę. Była więc to próba magicznego pobudzenia natury. Symbolem płodności i obfitości są także przebrania kolędników: kosmate kożuchy obrócone włosiem na wierzch czy słomiane powrósła, którymi się przewiązywano. Kolędnicy przedstawienie kończyli życzeniami skierowanymi do gospodarzy. Życzyli im zdrowia, szczęścia, pomyślności w nadchodzącym nowym roku, w domu i komorze, w polu i oborze. Dlatego każdy szanujący się gospodarz zabiegła o to, aby jego dom w kolędowaniu nie był pominięty. Kilka oryginalnych masek kolędników z początku XX wieku wykonanych przez kolędników z Tarczka koło Bodzentyna oglądać można na niewielkiej wystawie "Boże Narodzenie w tradycji i sztuce ludowej" w Muzeum Narodowym w Kielcach przy ul. Orlej. Zaprezentowano także rzeźby i obrazy artystów ludowych inspirowane Bożym Narodzeniem. Akcentem zamykającym niewielką ekspozycję są kartki świąteczne z kolekcji państwa Śliwów, pochodzące z początku XX wieku. Wystawa będzie czynna do 2 stycznia.