Na początku października rosyjskie media poinformowały, że Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne chce postawienia na Cmentarzu Rakowickim pomnika upamiętniającego rosyjskich jeńców, którzy zginęli na terytorium Polski w okresie wojny polsko-bolszewickiej. Pomysł ten skrytykował wtedy szef MSZ Grzegorz Schetyna i władze Krakowa. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM) w piśmie do ambasadora rosyjskiego Siergieja Andriejewa wyraziła negatywną opinię na temat budowy pomnika, motywując to m.in. faktem, że miejsce, gdzie miałby on powstać leży w części Cmentarza Rakowickiego objętej wpisem do rejestru zabytków, a ponadto "jest miejscem faktycznego pochówku nie tylko żołnierzy Armii Czerwonej, lecz także żołnierzy i osób cywilnych różnych narodowości". - Dopóki nie sprawdzimy, kto jest tam pochowany, nie zrobimy żadnego kroku. Musimy spokojnie przedrzeć się przez archiwa, żeby wyjaśnić, jakich narodowości byli żołnierze pochowani w zbiorowej mogile na Cmentarzu Rakowickim - mówił PAP Miller. Dodał, że liczy na pomoc Instytutu Pamięci Narodowej i historyków z krakowskich uczelni. - Dopiero mając te informacje, będzie można podjąć decyzję, jaką formę ma przybrać upamiętnienie tych osób - podkreślił. - Prawdopodobnie zaproponujemy powołanie międzynarodowej komisji w tej sprawie, złożonej z przedstawicieli narodów, której obywatele leżą w tej mogile - dodał. Według danych posiadanych przez Zarząd Cmentarzy Komunalnych w Krakowie w zbiorowej mogile z czasu wojny polsko-bolszewickiej znajdującej się w pasie nr 71 i 72 na Cmentarzu Rakowickim, którą interesowali się Rosjanie, pochowanych jest 1,3 tys. osób różnych narodowości, z których ok. 180 to jeńcy bolszewiccy. Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert powiedział we wtorek PAP, że "należy wziąć pod uwagę, że na tym cmentarzu spoczywają jeńcy różnych narodowości", a "koncepcja wojewody małopolskiego, który jest odpowiedzialny za to miejsce, zakłada godne upamiętnienie pomnikowe wszystkich pochowanych tam jeńców". - Ewentualnie później można by pomyśleć o jakichś indywidualnych upamiętnieniach. Nasz sprzeciw nie dotyczył samego projektu upamiętnienia, ale jego niesłychanie rozbuchanej formy i treści jakie miałyby się na nim znaleźć - powiedział PAP Andrzej Kunert. We wtorek rosyjskie media przytoczyły wypowiedź ministra kultury Władimira Medinskiego, który jest również przewodniczącym Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego (ros. RWIO). - Czy nie ma sprawy bardziej świętej niż ustanowienie znaku upamiętniającego na cmentarzu, gdzie spoczywa wiele tysięcy naszych jeńców wojennych? Przypomnę, że na terytorium Polski zginęło, według różnych szacunków, od 60 do 100 tys. radzieckich jeńców wojennych. Ginęli w nieludzkich warunkach polskich - nazwijmy te rzeczy po imieniu - obozów koncentracyjnych. Ta tragiczna historia jest naszą wspólną historią. Ci ludzie, którzy odmawiają postawienia pomników poległym żołnierzom będą smażyć się w piekle - oświadczył Medinski. Andrzej Kunert podkreślił, że stwierdzenie jakoby jeńcy zginęli nie jest prawdą, bo umierali śmiercią naturalną lub w wyniku chorób i epidemii, co ma potwierdzenie w dokumentach. Przyznał też, że po raz pierwszy spotyka się w oficjalnym wystąpieniu z frazą o "smażeniu się w piekle". Za nieprawdę uznał także fakt, że Polska o tych zmarłych się nie zatroszczyła, ponieważ "miejsca, w których chowano tych jeńców zaczęły powstawać już wtedy". Kunert dodał, że jest zdziwiony sposobem, w jaki o powstałej w Rosji inicjatywie poinformowano. - Tak na dobrą sprawę odbyło się to bardziej przez media niż normalną drogą urzędową - mówił Kunert i dodał, że nie przypomina sobie, by do Rady dotarło jakieś oficjalne pismo w tej sprawie. Na początku października polskie MSZ upubliczniło dokumenty dot. jeńców radzieckich w Polsce w latach 1919-1921, które pochodzą z archiwum Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie. Wynika z nich jednoznacznie, że w Polsce nie było celowej eksterminacji jeńców Armii Czerwonej. Sprawa jeńców radzieckich w Polsce budziła zainteresowanie zarówno Czerwonego Krzyża, jak i Komisji Epidemiologicznej Ligi Narodów. Przedstawiciele tych instytucji wizytowali obozy, w których przetrzymywano jeńców radzieckich i opisywali w raportach panujące w nich warunki i problemy, z jakimi zmagały się władze polskie. W wyniku wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919-1921 do niewoli trafili żołnierze walczący po obydwu stronach frontu. Naukowcy szacują, że w chwili zawieszenia działań wojennych (pod koniec 1920 r.) w Polsce znajdowało się około 80-85 tys. jeńców bolszewickich. Większość z nich znalazła się tam po bitwie warszawskiej z sierpnia 1920 r. Natomiast liczbę polskich żołnierzy ujętych przez wojska bolszewickie szacuje się na ok. 60 tys. osób. Obie strony konfliktu dążyły do wzajemnej wymiany jeńców. Poza porozumieniem z 6 września 1920 r., w lutym 1921 r. zawarto układ o repatriacji zakładników, jeńców i repatriantów. W efekcie do października 1921 r. większość radzieckich żołnierzy została zwolniona z obozów jenieckich i przekazana do Rosji. Tragicznym aspektem była wysoka śmiertelność jeńców spowodowana głównie epidemiami panującymi w zniszczonej wojną Polsce. Kwestia ta była badana przez polskich i rosyjskich historyków. Według polskich ocen liczba zmarłych w całym okresie działania obozów wyniosła ok. 16-17 tys. Historycy rosyjscy szacują zaś liczbę ofiar na 18-20 tys. Według badaczy przyczyną zdecydowanej większości zgonów jeńców Armii Czerwonej sprzyjającą szerzeniu się epidemii i chorób były złe warunki sanitarne panujące w obozach, trudna sytuacja gospodarcza państwa polskiego u zarania niepodległości, problemy z aprowizacją, nie zaś celowa eksterminacja wziętych do niewoli żołnierzy.