Minister edukacji Anna Zalewska zapowiedziała w poniedziałek, że w ciągu najbliższych 10 dni będzie poselski projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty likwidujący obowiązek szkolny dla 6-latków, ustalający wiek siedmiu lat jako czas rozpoczynania obowiązkowej nauki w szkole. "Uważam, że to zła decyzja" - powiedziała PAP Joanna Kluzik-Rostkowska. "W 134 krajach świata dzieci idą do szkoły w wieku lat sześciu, albo i wcześniej. Pierwsza grupa 6-latków, które mogły iść do pierwszej klasy bez orzeczenia poradni, właśnie skończyła szkołę podstawową i okazało się, że te dzieci napisały egzamin szóstoklasisty lepiej niż dzieci, które rozpoczęły naukę w wieku siedmiu lat. Polskie szkoły są przygotowane na przyjęcie 6-latków, nauczyciele też są przygotowani, podstawa programowa została stworzona dla dzieci 6-letnich. Przestawienie zwrotnicy na dzieci 7-letnie przede wszystkim będzie szkodziło 6-latkom, które są gotowe do edukacji szkolnej, spowoduje też sytuację, w której dzieci 7-letnie będą się uczyć na podstawie programowej stworzonej dla dzieci o rok młodszych" - mówiła Kluzik-Rostkowska. Jak zauważyła była szefowa MEN w sensie praktycznym przywrócenie obowiązku szkolnego dla 7-latków oznacza sytuację, w której 1 września 2016 roku do pierwszej klasy szkoły podstawowej może pójść nie prawie 400 tys. dzieci, czyli cały rocznik, a zaledwie 91 tys., bo taka jest liczba "odroczonych" 6-latków. "Co to oznacza? Otóż trzy czwarte nauczycieli wczesnoszkolnych, którzy mieli objąć pierwsze klasy, zostanie bez pracy i to przez trzy lata - bo tyle trwa cykl nauki wczesnoszkolnej. Dzieci, które 1 września 2016 roku zamiast pójść do szkoły pozostaną w przedszkolu, będą przez dwa lata z rzędu realizować dokładnie ten sam program. Trzeba się też liczyć z faktem, że jak te dzieciaki zostaną w przedszkolu to w niektórych placówkach zabraknie miejsc dla dzieci 3- i 4-letnich" - mówiła Kluzik-Rostkowska. Jej zdaniem niepokojący jest też pomysł, żeby rodzic mógł samodzielnie zadecydować o powtórnym zapisaniu dziecka do pierwszej klasy. "To jest zawsze dla dziecka sytuacja bardzo trudna, wręcz traumatyczna - pozostanie na drugi rok w tej samej klasie, gdy okazuje się, że grupa, którą już dziecko zna, ma tam przyjaciół idzie dalej, a ono nie. Jeśli już taka sytuacja, zupełnie wyjątkowa miałaby miejsce, to decyzja nie powinna być w gestii wyłącznie rodzica, tylko to musi być wspólna decyzja wychowawcy i pedagoga szkolnego" - mówiła była szefowa MEN. "Pani minister mówiła też o tym, że inaczej będzie się pracowało w przedszkolu, że będzie inna postawa programowa. Chciałam się więc zapytać, czy ta nowa podstawa programowa, nowy sposób pracy w przedszkolu będzie wymagał nowych podręczników i kto za nie zapłaci? Już nie mówiąc o tym, że pozostawienie dziecka na drugi rok w tej samej klasie tworzy sytuację, gdy państwo będzie musiało zapłacić za dodatkowy rok edukacji tego dziecka" - podkreślała Kluzik-Rostkowska. Niepokoi ją też zapowiedź, że zmiany zostaną wprowadzone poprzez poselski projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty. "Takie projekty są robione zwykle znacznie szybciej, a więc mniej starannie, ale też od projektu poselskiego nie wymaga się oceny skutków regulacji, nie wymaga się pokazania, ile to będzie kosztowało i skąd wziąć na to pieniądze. Premier i minister utrzymują, że ta zamiana nie będzie kosztowana, moim zdaniem będzie to jednak kosztowało i to całkiem sporo. Podsumowując - uważam, że to będzie zmiana nie tylko nikomu niepotrzebna, ale też kosztowna" - powiedziała Kluzik-Rostkowska.