Podczas przesłuchania świadek zeznał, że jego bezpośrednim przełożonym w Amber Gold był zarząd tej spółki, a "najczęściej rozmawiałem z Katarzyną P.". "Jeśli Katarzyna P. nie potrafiła podjąć decyzji co do otwarcia placówki, bądź zabezpieczenia placówki to sprawa była przekazywana panu Marcinowi i wtedy to on podejmował decyzję" - mówił Kuśmierczyk. Tłumaczył, że gdy trafił do firmy, miał zajmować się bezpieczeństwem pieniędzy lokowanych w Amber Gold. "To były monstrualne sumy, gdzie placówki w ogóle nie były zabezpieczone, dopóki nie zostałem zatrudniony" - przekonywał. "Pieniądze z sejfów były odbierane przez BGŻ, a po rozwiązaniu umowy, przez Pocztę Polską. Poczta Polska zabierała pieniądze z placówek, przeksięgowywała na wskazane przez zarząd konto" - tłumaczył. Alarmy, kontrola i kamery Świadek wskazał, że do jego obowiązków w spółce należało wyposażenie placówek w systemy alarmowe, kontrolę dostępu, kamery, jak również pisanie procedur odnośnie zachowania się pracowników w placówce i przyjmowania gości w centrali firmy. "A czy chodziło również o zabezpieczenie złota i platyny?" - dopytywał <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tomasz-rzymkowski,gsbi,1614" title="Tomasz Rzymkowski" target="_blank">Tomasz Rzymkowski</a> z Kukiz'15. "Nie wiedziałem, do momentu aż zostałem poproszony o przewiezienie z BGŻ złota, że takie złoto jest w posiadaniu spółki" - odparł świadek. Dopytywany, czy wiedział, co jest przedmiotem działalności Amber Gold, Kuśmierczyk stwierdził, iż wiedział o kredytach i lokowaniu pieniędzy w złoto. "Ale tak jak mówię, tego złota nie widziałem wcześniej, przed BGŻ" - zaznaczył. "Wcześniej nie byłem informowany, że gdziekolwiek w placówkach, naszych oddziałach, bądź w centrali jest przetrzymywane złoto" - mówił. "Nie pytałem czy jest złoto" "Ja zostałem zatrudniony do innych rzeczy i tym się zajmowałem. Nie pytałem, czy jest złoto, od tego byli inni menedżerowie, którzy zajmowali się umowami z klientami i różnymi innymi rzeczami" - dodał świadek. Rzymkowski pytał jednak nadal, czy świadek miał wiedzę, że pieniądze lokowane przez klientów miały być inwestowane w złoto. "Miałem pełną wiedzę i świadomość tego, co znajduje się w sejfach w placówkach" - mówił Kuśmierczyk. "Czyli wiedział pan, że to jest lipa, że naciągają ludzi?" - dopytywał Rzymkowski. "Wiedziałem, że w placówkach na pewno nie ma złota. Nigdy nie zadawałem tego pytania w zarządzie" - odparł świadek, dodając, że pierwszy raz kontakt ze złotem Amber Gold miał, gdy wraz z Marcinem P. odebrał kruszec z BGŻ. Polityk Kukiz'15 pytał też świadka, czy kiedykolwiek otrzymał od zarządu spółki propozycję ukrycia złota lub zna kogoś, komu małżeństwo P. składało taką propozycję. "To było tylko to z panem Jackiem, gdzie nie doszło w ogóle do skutku. To nie była propozycja, ale takie rozmowy pomiędzy małżeństwem P.: 'może przewieźmy to złoto'" - odpowiedział świadek. Później podczas przesłuchania poseł PiS Jarosław Krajewski doprecyzował, że chodzi o ojca Jacka. Kim jest pan Jacek? Rzymkowski przywołał jednak zeznanie Kuśmierczyka z 21 września 2012 r., w których mówił, że w tamtym czasie Katarzyna P. podczas rozmowy z Marcinem P. wpadła na pomysł, by świadek wywiózł złoto do siebie lub znalazł bezpieczne miejsce. Na to - jak relacjonował Rzymkowski - świadek się jednak nie zgodził. "To była ta informacja o panu Jacku" - odpowiedział Kuśmierczyk, nawiązując do zeznań złożonych wcześniej we wtorek. Mówił wówczas, że zawoził małżeństwo P. do jednego z gdańskich klasztorów, do pana Jacka. "Czy była taka propozycja nie pamiętam; była na pewno taka propozycja, by coś z tym złotem zrobić" - dodał, zaznaczając, że temat ten "nie został dalej pociągnięty". Przewodnicząca komisji śledczej <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-malgorzata-wassermann,gsbi,1675" title="Małgorzata Wassermann" target="_blank">Małgorzata Wassermann</a> (PiS) zastanawiała się, dlaczego świadek podczas przesłuchania w prokuraturze w 2012 r. nie wspomniał, że padła propozycja przewiezienia złota do Jacka, a dziś wymienia tę osobę. "Pan Jacek nie pada w żadnym pana przesłuchaniu, z tego co ja się orientuję" - zwróciła uwagę Wassermann. Podkreśliła, że gdyby wówczas padło to imię, to śledczy dokonaliby u tej osoby przeszukania. "Wydaje mi się, że imię Jacek padało wielokrotnie" - przekonywał jednak świadek. "Czyli z jakichś przyczyn organ procesowy nie chciał utrwalić w protokole osoby pana Jacka" - skwitowała Wassermann. Rafał Białkowski