4 lutego 2011 r. weszła w życie ustawa o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3. Wprowadziła ona - oprócz zmian w funkcjonowaniu żłobków i zatrudniania niań - dwie instytucje opieki, które miały znacząco pomóc w rozwiązaniu problemu opieki nad najmłodszymi - kluby dziecięce i opiekunów dziennych. Mimo świetlanych zapowiedzi po prawie trzech latach obowiązywania nowych przepisów w całej Polsce działają zaledwie 142 kluby dziecięce i 50 opiekunów dziennych. Dlaczego?Opiekun dzienny, czyli kto? Wielkie nadzieje Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej wiąże zwłaszcza z opiekunami dziennymi. Ta nowa w Polsce instytucja opieki jest - jak reklamuje ją resort - tańsza do zorganizowania, lepiej dostosowana do potrzeb czasowych rodziców oraz bardziej domowa. Dlaczego? Ponieważ opiekun dzienny może w swoim domu czy mieszkaniu opiekować się maksymalnie pięciorgiem dzieci w wieku od 20 tygodnia (trojgiem, jeśli jedno z dzieci nie ukończyło 1. roku życia, jest niepełnosprawne lub wymaga szczególnej opieki). Zatrudniający opiekuna może też udostępnić lub wyposażyć inny lokal, w którym będzie sprawowana opieka. By zostać opiekunem dziennym należy spełnić kilka warunków. W przypadku osób, które posiadają odpowiednie kwalifikacje (pielęgniarki, położnej, opiekunki dziecięcej, nauczyciela wychowania przedszkolnego, nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej lub pedagoga opiekuńczo-wychowawczego) wymagane ustawą szkolenie trwa 40 godzin. Dla wszystkich pozostałych - 160 godzin. Osoby, które przez ostatni rok przed konkursem pracowały z dziećmi, są zwolnione ze szkolenia. Początkowo opiekę pod okiem opiekunów dziennych mogły organizować tylko samorządy. Ograniczenie to usunięto w lipcu 2013 roku. Dziś opiekuna dziennego może zatrudnić także "osoba prawna lub jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej", czyli np. firma prywatna czy fundacja. Opiekunów dziennych opłacają rodzice, jednak gmina może w drodze uchwały zwolnić ich z części lub całości tej opłaty. Klub-ik dziecięcy Nową formą opieki wprowadzoną przez ustawę o opiece nad dziećmi do lat 3 jest także klub dziecięcy, przeznaczony dla maluchów od 1. roku życia. O ile jednak w przypadku opiekunów dziennych nie jest określona maksymalna liczba godzin dziennej opieki, o tyle w klubie dziecięcym rodzice mogą zostawić dzieci tylko na pięć godzin dziennie. W klubie dziecięcym jeden opiekun przypada na ośmioro dzieci (pięcioro, jeśli jednym z nich jest dziecko niepełnosprawne lub wymagające szczególnej opieki). Wymogi dotyczące ich kwalifikacji są identyczne, jak w przypadku żłobków, jednak warunki lokalowo-sanitarne już nie. Wynika to z faktu, że klub dziecięcy nie jest zobowiązany do zapewnienia dziecku snu. Kluby dziecięce mogą tworzyć te same podmioty, które zatrudniają opiekunów dziennych. Identycznie wygląda też sprawa opłat. Błędne koło niewiedzy Jak podkreśla ministerstwo, wprowadzenie nowych form opieki nad dziećmi najmłodszymi miało na celu "umożliwienie rodzicom podjęcia aktywności zawodowej, a w szczególności ułatwienie kobietom powrotu na rynek pracy po urlopie macierzyńskim". Ilość działających klubów dziecięcych i opiekunów dziennych wskazuje jednak, że albo cele te zostały osiągnięte już wcześniej i te ułatwienia nie są potrzebne, albo przepisy - z jakichś przyczyn - się nie sprawdzają. Eksperci ds. polityki rodzinnej i urzędnicy samorządowi skłaniają się ku temu drugiemu wyjaśnieniu. Nawet ministerstwo zauważa, że niektóre rozwiązania wymagają zmian, a w najlepszym razie popularyzacji. Zacznijmy od opiekunów dziennych. Według sprawozdań resortu na dzień 30 czerwca 2013 roku, w całej Polsce było zatrudnionych 50 opiekunów dziennych. Słownie: pięćdziesięciu. Dlaczego tak mało? Ministerstwo tłumaczy to efektem nowości - opiekunów jest mało, ponieważ "jest to nowa, jeszcze dobrze nierozpoznana forma opieki i niewykształcone zostały doświadczenia w tym obszarze". A doświadczeń jest mało, ponieważ nie ma na kim ich zdobywać. I tak - przynajmniej na razie - koło się zamyka. Dlatego resort podjął próby popularyzacji tego rozwiązania. Zaczął jednak bez potrzebnego w tej kwestii rozmachu - wystosował zachwalający opiekunów dziennych apel do gmin i utworzył specjalną informacyjną stronę internetową. Problem niewiedzy leży jednak nie po stronie samorządów - które o tym, że mają możliwość powołania opiekunów dziennych wiedzą, ale z powodów, o których dalej, z niej nie korzystają - tylko rodziców. Niewielu z nich bowiem wie, że - jeśli w pobliżu nie ma prywatnego opiekuna - mogą wystąpić o taką formę opieki do gminy. - Do tej pory temat klubów dziecięcych i opiekunów dziennych w ogóle nie pojawiał się w rozmowach z rodzicami - mówi Judyta Kruk, koordynatorka Telefonu Wsparcia Rodziców z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców - Ale słyszymy o problemach, których pewnie by nie było, gdyby te instytucje faktycznie działały. - Ogólnie jednak rodzice najprawdopodobniej w większości w ogóle nie wiedzą, że może istnieć coś takiego, jak klub dziecięcy czy opiekun dzienny, i że mogą się o to zwrócić do gminy. W tym sensie ustawa o opiece nad dziećmi do lat 3 jest dla nich martwa - nie wiedzą, więc nie mogą skorzystać - dodaje Kruk. Ból konkursu Drugi problem dotyczący opiekunów dziennych, który przez długi czas hamował rozwój tej formy opieki, to skomplikowana procedura ich wyłaniania. Tutaj znacznie sprawę ułatwiła nowelizacja z lipca 2013 roku, która rozszerzyła katalog podmiotów mogących zatrudnić opiekuna. Wcześniej bowiem takie prawo przysługiwało jedynie jednostkom samorządowym i to po przeprowadzeniu odpowiedniego konkursu. - Problem stanowią sztywne regulacje - po pierwsze, samorządy muszą przeprowadzać konkursy na opiekunów, po drugie, rodzice, którzy chcą z tej możliwości skorzystać, muszą zdecydować się na opiekuna, którego wskaże im gmina, po trzecie opiekunowie muszą przejść stosunkowo długie szkolenie - wyliczała w niedawnym wywiadzie dla INTERIA.PL Agnieszka Chłoń-Domińczak, była podsekretarz stanu w resorcie pracy. - Te procedury trzeba uprościć - by nie było konkursów, a na przykład rejestry, do których wpisywane byłyby wszystkie osoby spełniające określone wymagania, by rodzice mogli sami wskazać konkretnego opiekuna, który miałby się zaopiekować ich dzieckiem, by poprawić dostępność kursów - mówiła ekspertka. O kumulacji problemów - niewiedzy i złych przepisów - mówi też Dyrektor Biura ds. Ochrony Zdrowia w Urzędzie Miasta Krakowa Michał Marszałek. - W 2012 roku gmina ogłaszała dwa razy konkurs na zorganizowanie przez podmiot prywatny opieki w tej formie. Do obu konkursów nikt się nie zgłosił - opowiada Marszałek. - Moim zdaniem, w ogóle niepotrzebna była obowiązująca przez prawie dwa lata regulacja, że tylko gminy mogły uruchamiać opiekę w formie dziennego opiekuna, w sytuacji kiedy takich ograniczeń nie było w przepisach dotyczących np. niań. Powodowało to niepotrzebne komplikacje natury organizacyjnej, m.in. ogłaszanie konkursów - dodaje i przypomina, że "tworzenie, prowadzenie i utrzymywanie żłobków i klubów dziecięcych oraz dziennego opiekuna jest zadaniem własnym gminy, ale fakultatywnym". W Krakowie opiekunowie dzienni mają rozpocząć pracę dopiero od nowego roku. Na początek 10 osób zapewni opiekę 30 dzieciom. W planie jest już kolejnych 10-ciu opiekunów. Co ciekawe, opiekunowie będą pracować w pomieszczeniach udostępnionych przez żłobki. Dlaczego, skoro ustawa pozwala na dość wygodną dla opiekuna i "naturalną" dla dziecka opiekę w domu lub mieszkaniu? - Chętni do wykonywania opieki we własnych lokalach są, ale nie zgadzają się na to zainteresowani rodzice. Ich obawy dotyczą przede wszystkim braku nadzoru i kontroli nad opieką w prywatnych lokalach - tłumaczy Marszałek. Opieka z przyszłością Mimo tych problemów ministerstwo ma nadzieję, że m.in. dzięki poszerzeniu katalogu podmiotów mogących zatrudniać opiekunów dziennych, ostatecznie zalety tej formy opieki przeważą nad jej wadami i będzie się ona dynamicznie rozwijała. Resort zwraca szczególnie uwagę na możliwość elastycznego dopasowania opiekuna do potrzeb rodziców - w umowie określa się m.in. czas i miejsce sprawowania opieki, liczbę dzieci, wysokość wynagrodzenia czy zakres obowiązków opiekuna. - Opiekun dzienny to - moim zdaniem - jedna z najciekawszych opcji opieki na dziećmi - potwierdza Chłoń-Domińczak. - U nas na razie jest ich zaledwie kilkudziesięciu, ale we Francji, gdzie system też funkcjonuje i cały czas się rozwija, korzysta z niego więcej niż połowa dzieci do lat trzech - dodaje. Ministerstwo ma nadzieję, że ta forma opieki sprawdzi się "szczególnie w niewielkich gminach wiejskich, gdzie nie ma potrzeby otwierania żłobka bądź klubu dziecięcego ze względu na niewielką liczbę dzieci w odpowiednim wieku". Zgadza się z tym Marszałek z UMK i Kruk, która dyżuruje przy telefonie wsparcia Fundacji Rzecznik Praw Rodziców. - Rodzice często mówią o problemie z dojazdami. Chodzi o sytuacje, gdy muszą dojeżdżać z dziećmi z mniejszych miast czy wsi do większych ośrodków, w których jest żłobek. Dlatego to wsparcie jest potrzebne zwłaszcza w małych miejscowościach - dowóz małego dziecka do żłobka jest podwójnie problematyczny, gdy rodzice sami muszą dojechać do pracy - tłumaczy Kruk. 5 godzin to za mało? Część problemów z opiekunami dziennymi powielają kluby dziecięce. Przede wszystkim znów chodzi o małą popularyzację takiego rozwiązania. Według ostatnich danych ministerstwa w całej Polsce działają zaledwie 142 kluby. - Mieliśmy przypadki rodziców, którzy organizowali się, by zapewnić swoim dzieciom domowe nauczanie, więc gdyby wiedzieli, że sami mogą zakładać kluby dziecięce i być opiekunami dziennymi, to pewnie by to robili - ocenia Kruk. Duży kłopot to także ograniczony czas działania klubu dziecięcego - do pięciu godzin dziennie. - Z punktu widzenia pracujących rodziców jest to rozwiązanie niewystarczające - rodzice pracują z reguły na pełen etat. Pięć godzin dziennie nie rozwiązuje zatem ich problemu. Ta kwestia wymaga uelastycznienia - zaznacza Chłoń-Domińczak. Z tą opinią zgadza się Marszałek. - Przedsiębiorcy tworzą przede wszystkim żłobki, a nie kluby dziecięce. Gdyby czas opieki został wydłużony do np. ośmiu godzin, być może trend ten uległby zmianie - mówi. Ministerstwo przypomina jednak, że ograniczenie to wynika z faktu, że klub nie ma obowiązku zapewnienia dziecku snu. "Klub dziecięcy ma wspierać rodziców w realizacji funkcji opiekuńczej, wychowawczej i edukacyjnej, ale tylko w ograniczonym zakresie" - czytamy w przesłanym INTERIA.PL oświadczeniu resortu - "W szerszym zakresie opiekę nad dzieckiem ma realizować inna instytucja opieki, którą jest żłobek". Resort zauważa, że problem ten bezpośrednio łączy się z niewielkim wykorzystaniem elastycznych form zatrudnienia w przypadku rodziców. Cały czas najpopularniejsza jest wciąż praca na pełen etat, dlatego też rodzice szukają opieki na podobny wymiar czasu. Gdyby upowszechnić elastyczne formy zatrudnienia - np. gdyby ojciec i matka mogli zmniejszyć czas przebywania w firmie i część pracy wykonywać zdalnie - rodzice mogliby bardziej dzielić się opieką nad dzieckiem. Wtedy pięć godzin dziennie mogłoby okazać się wystarczające. Dlatego oprócz promocji różnych form opieki, resort chce popularyzować także elastyczne formy zatrudnienia. Przy liczbie klubów dziecięcych zwraca uwagę jeszcze jedna kwestia - zaledwie 12 ze 142 zostało utworzonych przez gminy. Na przykład w Krakowie działa 7 klubów dziecięcych - wszystkie prywatne. Jak tłumaczy Marszałek, gmina nie tworzy nowych placówek. Zwiększa jedynie miejsca w już istniejących żłobkach. Dotuje jednak miejsca w prywatnych klubach. - Wspieranie rodziców dzieci w prywatnych placówkach jest bardziej efektywne, m.in. koszt utrzymania 100 miejsc w żłobkach samorządowych wynosi rocznie ok. 1 200 000 zł. Za tę kwotę można dotować przez cały rok ok. 350 dzieci - wylicza Marszałek. Jak zwykle potrzebne pieniądze Po prawie trzech latach obowiązywania przepisów dotyczących opiekunów dziennych i klubów dziecięcych trudno wskazać na ich konkretne sukcesy. Liczba dzieci do lat trzech korzystających z instytucjonalnych form opieki (nianie, opiekunowie dzienni, kluby dziecięce i żłobki) wprawdzie rośnie - na koniec 2012 roku było to 4,5 proc. w porównaniu z 2,6 w 2010 roku - jednak głównie dzięki rozwojowi żłobków (na koniec 2012 roku było ich 791). Nowe formy opieki to wciąż niewiele wnoszący dodatek. Plany rządu są jednak bardzo ambitne - przyjęta przez Radę Ministrów Strategia Rozwoju Kraju 2020 zakłada, że do 2020 roku opieką instytucjonalną objętych zostanie 33 proc. dzieci w wieku do lat trzech. To olbrzymi skok w porównaniu z obecnym 4,5 proc. Wątpliwości budzi jednak nie tylko skala planowanej zmiany (nawet biorąc pod uwagę prognozowany niski wskaźnik dzietności), ale także finansowa strona przedsięwzięcia. Jak bowiem podaje resort, w 2012 roku wydatki budżetu państwa na dofinansowanie zadań własnych gminy w zakresie opieki nad dziećmi do lat trzech wyniosły około 100 milionów złotych. W tym samym czasie gminy wyłożyły na to ponad 508 milionów złotych. - Plusem ustawy jest to, że możliwa stała się stała partycypacja budżetu państwa w pokrywaniu części kosztów związanych z zadaniami gminy w zakresie opieki nad dziećmi - przyznaje Marszałek, jednak zaraz dodaje: - Mimo to trzeba zwrócić uwagę na proporcje: w latach 2011-2013 gmina Kraków otrzymała z budżetu państwa prawie 9 mln zł na wykonanie tych zadań. Jednak w tym czasie kosztowało to budżet gminy, czyli krakowskiego podatnika ok. 75 mln zł. Do momentu publikacji tego tekstu nie udało nam się otrzymać z ministerstwa informacji na temat wysokości kwoty, którą w przyszłym roku zamierza przeznaczyć na opiekę nad najmłodszymi. Jeśli jednak sumy te nie ulegną znaczącemu zwiększeniu, realizacje celów ustawy mogą stanąć pod znakiem zapytania. A - jak mówi Chłoń-Domińczak - warto o nią walczyć, ponieważ "choć można by w niej jeszcze wiele poprawić, to jest ona pierwszym krokiem w dobrym kierunku". Agnieszka Waś-Turecka