Minister odpowiedział w ten sposób na pytanie czyja była decyzja o rezygnacji z dołączenia do załogi tupolewa 10 kwietnia rosyjskiego nawigatora. Powołując się na informacje z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, Klich mówił dziś w Mirosławcu, że 18 marca 2010 r. pułk wystąpił do strony rosyjskiej o aktualne mapy terenu wokół lotniska Smoleńsk Siewiernyj oraz o tzw. lidera - czyli rosyjskiego nawigatora dla polskiej załogi, który byłby pomocny w procedurze lądowania i korespondencji ze smoleńską wieżą. - Ponieważ w ciągu dwóch tygodni nie otrzymaliśmy od Rosji ani jednego ani drugiego, a wizyty miały się odbyć lada moment - jak twierdzi dowództwo i lotnicy z 36. pułku - 31 marca zrezygnowano z lidera. Zrezygnowano tylko dlatego, że pilot Arkadiusz Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim. Znał ten język - co zresztą potwierdził pan Aleksiej Morozow podczas konferencji w MAK - dodał Bogdan Klich. Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa przypomniał, że już we wrześniu zeszłego roku informował, iż prokuratura ustaliła, że to nie strona rosyjska zignorowała polskie wnioski o wyznaczenie lidera do naszych załóg lądujących 7 i 10 kwietnia zeszłego roku w Smoleńsku. Według niego z ustaleń śledztwa wynika, że to strona polska postanowiła nie występować o lidera, bo zestawiła załogi samolotów w ten sposób, aby były w nich osoby znające język rosyjski. Według portalu tvn24.pl w aktach śledztwa jest dokument z 31 marca 2010 r., w którym Szefostwo Służby Ruchu Lotniczego RP stwierdza: "W związku z zapewnieniem przez dowódcę eskadry o zaplanowaniu załóg posługujących się językiem rosyjskim na w/w przeloty, proszę o anulowanie zamówienia liderów.(...)". B. ambasador RP w Moskwie Jerzy Bahr ujawnił w zeszłotygodniowym wywiadzie dla "Dużego Formatu", że przygotowując rosyjskie wizyty premiera i prezydenta zetknął się z tym, iż to Rosjanie pytali nas, czy chcemy skorzystać z pomocy ich nawigatorów, którzy pomogą naszym pilotom w lądowaniu. - To pytanie przesłaliśmy do Warszawy. Odpowiedziano, że nie - powiedział Bahr, nie precyzując, kiedy dokładnie Rosjanie go o to pytali.