To pomysł wymierzony głównie w wojskowy inspektorat badający katastrofy lotnicze w siłach powietrznych. - Aby wojskowi nie badali katastrof w wojsku, czyli by nie oceniali decyzji swoich przełożonych. Bo jeśli minister daje awanse, akceptuje działanie komisji albo nie, to już nie mamy niezależności - tłumaczy Klich. Tym bardziej, że ostatnią instancją akceptującą wojskowy raport jest minister obrony. Przy okazji Edmund Klich zadaje pytanie: "Kto obarczy winą ministra, jeśli to jego decyzje przyczyniły się do katastrofy? Tego nie będzie w raporcie" - odpowiada Klich sam sobie. Proponując powołanie nowej komisji do badania wypadków lotniczych, morskich i lądowych Edmund Klich rozwiązałby także i swój problem, czyli bunt we własnej komisji, której członkowie chcieli go odwołać.