Klich powiedział w TVN, że gen. Andrzej Błasik przyszedł do kabiny pilotów "raczej kilka minut przed katastrofą". Druga osoba, która pojawiła się w kokpicie na kilkanaście minut przed katastrofą, nie została jeszcze "w stu procentach zidentyfikowana" - zaznaczył. To osoba, która "interesowała się, czy będzie opóźnienie, czy nie - tymi sprawami" - dodał Klich. Informację, że głos gen. Andrzeja Błasika jest jednym z dwóch głosów osób spoza załogi samolotu zarejestrowanym w kokpicie samolotu podała wcześniej PAP, powołując się na źródło znające kulisy badania okoliczności katastrofy. Takiego zdania nie było Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych powiedział, że nie pamięta dokładnie, co mówił gen. Błasik załodze samolotu. - Tam jest jedno zdanie, które zostało rozpoznane - stwierdził. - Nie ma zdania, które by wywierało presję na załogę bezpośrednio, np. "musimy wylądować" - takiego zdania sobie nie przypominam - podkreślił. Klich powiedział, że swoją obecnością, oczywiście gen. Błasik mógł wywierać presję na załogę samolotu. - Tutaj trzeba z tym się zgodzić, że jakaś presja była - zaznaczył. - Jest to na pewno problem - psycholodzy będą to badać - dodał. Lot był spóźniony - Wszyscy znali wagę zadania, wagę czasu, lot był już spóźniony; presja, dalej różne sytuacje, kiedy prawdopodobnie udawało się wylądować w gorszych warunkach niż minimalne; i to - myślę - te nawyki, które były wytworzone przez lata, że jeśli się uda, to jesteśmy bohaterami, jak się nie uda, to jest źle, bo są później dyskusje, że nie mamy odważnych pilotów, piloci się boją - to wszystko złożyło się na ten obraz i sytuację w kabinie - powiedział Klich. Zaznaczył, że głos gen. Błasika znajduje się w tle. - Ja słuchałem głosu nie wiedząc jeszcze, że ktoś obcy jest w kabinie. Dodał także, że w nagraniu z ostatnich minut lotu jest kilka krótkich rozmów jeszcze nierozpoznanych, jeśli chodzi o osobę i o treść. Nie ma przepisów Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zaznaczył, że "w lotnictwie państwowym nie ma przepisów, które dotyczą lotnictwa cywilnego, gdzie kabina pilotów musi być zamknięta i nie można wejść do niej pod żadnym pozorem, a jedynie osoby uprawnione, jak szefowa pokładu" - wyjaśnił. Według Klicha na 2-3 sekundy wcześniej załoga wiedziała, że samolot się rozbije. Z nagrań rejestratora głosów wynika, że w kokpicie "nie było napięcia", a "sytuacja dramatyczna" rozpoczyna się od uderzenia samolotu o drzewo. - Wiadomo, w takiej sytuacji są nerwy, słowa w dużym stresie wypowiadane - powiedział. Wierzysz w wyjaśnienie katastrofy TU-154? Dołącz do dyskusji