przyznał w wywiadzie dla RMF FM, że między nim a szefem MSZ jest spór o kandydaturę Andrzeja Krawczyka na ambasadora. MSZ chce, by Krawczyk (który w 2007 r. podał się do dymisji ze stanowiska prezydenckiego ministra w związku z informacją, jakoby w stanie wojennym miał być tajnym współpracownikiem WSW) objął placówkę na Słowacji. na środowym wspólnym briefingu z Sikorskim deklarował, że "nikt, począwszy od ministra obrony narodowej, a skończywszy na szeregowych z poboru, nie kwestionuje kompetencji prezydenta do podejmowania ostatecznej decyzji, kto ma uzyskać, a kto nie szlifów generalskich". - To jest decyzja prezydenta RP i jako taką w oczywisty sposób ją szanujemy. Ale też prezydent bierze odpowiedzialność nie tylko za tych, których uznaje, ale też za tych, których odrzuca - uważa szef MON. Jego zdaniem, jeżeli z 15 znakomitych kandydatów na generałów, prezydent tylko trzech uznaje za godnych wyróżnienia stopniem, "to znaczy, że w stosunku do pozostałych wyraża swoiste wotum nieufności". Klich chciałby wiedzieć "jakie są podstawy, żeby w stosunku do innych oficerów prezydent wyraził swoiste wotum nieufności". - Zasadą nie mogą być studia w jakiejkolwiek uczelni sowieckiej, skoro prezydent zdecydował się promować jednego z oficerów, którzy pobierali nauki w uczelni sowieckiej. Nie może być tą zasadą zastrzeżenie, że mało jest oficerów z linii, skoro żadnego z oficerów z linii prezydent nie uhonorował awansem generalskim. Nie może być zastosowany klucz towarzyski, bo zasadą, która przyświecała konstruowaniu tej listy, była zasada tożsamości stopnia wojskowego ze stopniem etatowym - powiedział minister obrony. Jak dodał, "jako żywo" nie wie, jaka zasada przyświecała prezydentowi przy odrzuceniu 12 kandydatów. Klich zaznaczył, że doświadczenia, zarówno jego samego, jak i ministra Sikorskiego z Bukaresztu, "utwierdziły ich w przekonaniu, że jest szansa na swoistą odwilż pomiędzy MSZ, MON a Kancelarią Prezydenta".