- Bardzo się cieszę z tego wyroku, sprawiedliwości stało się zadość. Wierzyłem w niewinność naszych żołnierzy, a po rozmowie z ich przełożonym amerykańskim pułkownikiem Schweitzerem (dowódcą amerykańskiej grupy bojowej, której podlegał polski kontyngent) byłem przekonany, że tak rzeczywiście było, to znaczy, że był to błąd, a nie przestępstwo - powiedział Klich dziennikarzom. - Można powiedzieć, że dzisiaj przed sądem został obroniony honor żołnierza polskiego, to najważniejsze, co wynika z dzisiejszej sentencji - dodał. Wyraził przekonanie, że sprawa Nangar Khel, która była trudna dla sił zbrojnych, przyczyniła się do zmian prawnych - wprowadzenia przepisów o finansowaniu pomocy prawnej i o użyciu broni na misjach zagranicznych. Przypomniał, że tuż po objęciu funkcji przyznał żołnierzom oskarżonym za ostrzał afgańskiej wioski prawo do finansowania przez MON kosztów obrony. - Takiej zasady nie było w polskim prawie, żołnierz stawał przed sądem, a wcześniej przed prokuraturą, podwójnie bezbronny, także dlatego, że resort obrony nie finansował pomocy prawnej - powiedział. Dodał, że od początku stycznia bieżącego roku obowiązuje znowelizowana ustawa o udziale polskich kontyngentów w misjach zagranicznych, w której "precyzyjnie określono sytuacje, kiedy żołnierz może użyć broni - nie tylko w samoobronie, ale także wyprzedzająco, to znaczy w przypadku, kiedy żołnierz bądź jego przełożony uzna, że naszym siłom zbrojnym za granicą może grozić jakieś niebezpieczeństwo". - To rozszerza zakres bezpieczeństwa naszych żołnierzy w kontyngentach wojskowych w misjach zagranicznych - ocenił szef MON. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich siedmiu oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel. Sąd uznał, że brakuje wystarczających dowodów, by wydać wyrok skazujący. Wspomniany przez Klicha płk Martin Schweitzer dowodził amerykańską 4. grupą bojową, której wtedy podlegał polski kontyngent w Afganistanie. Wyrażał opinię, że ostrzał wioski i spowodowanie śmierci kilkorga jej mieszkańcowi było błędem, nie zbrodnią. Prokuratura nie uznała za konieczne przesłuchania Schweitzera uznając, że ze zdarzeniem nie mają związku żołnierze amerykańscy; podkreślano też, że gdy doszło do ostrzału, pułkownik był na urlopie.