Jeszcze tak w Polsce nie było, żeby prawie wszyscy czołowi politycy mówili prawie to samo. Tym trudniej się było spodziewać, że jednomyślność dotknie lustracji - najbardziej pogmatwanej, emocjonalnej i wlokącej się kontrowersji polskiej polityki. Ale tak się stało. Nawet jeżeli nie wszyscy myślą to samo, niemal wszyscy mówią w zasadzie to samo: "otworzyć i na zawsze mieć z głowy". Brzmi to zachęcająco. Dajmy każdemu prawo myszkowania w teczkach, a uwolnimy się od upiorów przeszłości. Wyrzucimy na stół wszelkie możliwe sensacje i po kłopocie. Przyjemne to nie będzie, ale wyrwanie zęba też nie jest przyjemne, a bywa konieczne i przynosi ulgę. Kiedyś tę myśl wyraził Lech Wałęsa mówiąc: "kto przeżyje, żyć będzie". Dziś wtóruje mu nie tylko Donald Tusk, ale też Andrzej Lepper ("otworzyć i przejść przez piekło"), Wojciech Olejniczak i Roman Giertych, z którymi nieoczekiwanie zgadza się Adam Michnik. Powtarza to też premier. Nie czuje się już związany zobowiązaniem brata, który obiecywał, że jeśli zostanie wybrany, nie podpisze ustawy ujawniającej teczki działaczy opozycji nie pełniących publicznych funkcji. Prezydent miał rację. Ujawnienie teczek zawierających dane o życiu osobistym polskich patriotów, którzy zwalczając komunistyczne porządki ryzykowali osobistym losem, a w wolnej Polsce niczego nie zyskali, byłoby niegodziwością i narodową hańbą. Narażanie tych osób na nieprzyjemności dla wygody klasy politycznej byłoby tym bardziej haniebne, że przez blisko dwie dekady istnienia wolna Polska nie umiała się zdobyć na to, by choćby symbolicznie z imienia i nazwiska podziękować ludziom antyjaruzelskiego podziemia. Gdyby więc rzeczywiście miała teraz rzucić na pastwę sensatów i tabloidów wyszpiegowane przed laty informacje z ich życia, przekaz społeczny byłby jednoznaczny: gdy ojczyzna w potrzebie, najlepiej się nie wychylać. Bo jeśli zrobisz dla niej cokolwiek dobrego, Polska cię za to ukarze. Czytaj więcej w tygodniku "Polityka".