Wszyscy teraz zajmują się moralnością i wiarygodnością Janusza Kaczmarka (rzeczywiście marną) i tym, komu to pomoże, a komu zaszkodzi w wyborach. Śledztwo stało się sprawą podrzędną wobec polityki. Pozostaje jednak mnóstwo kardynalnych pytań, tyczących samego sedna sprawy. Po pierwsze - o motywy, dla jakich mieliby działać ostatnio zatrzymani czy poszukiwani. Nie wystarczy pokazanie, że kilku panów się znało, a potem próbowali coś ukryć. Przyjmując wersję o przecieku, jaki zasugerowała warszawska prokuratura, a potwierdził jako niemal pewny fakt premier Kaczyński, należy spytać, dlaczego Kaczmarek i Krauze mieliby ostrzegać Leppera przed akcją CBA? No więc pospekulujmy, skoro prokuratura wszystkich nas zaprosiła do udziału w tej grze dowodów i domysłów. Dlaczego Lepper był taki ważny, że dla niego karierę zaryzykował minister spraw wewnętrznych, wciągając w to komendanta głównego policji i szefa wielkiej spółki? Czy była to usługa za jakąś usługę byłego wicepremiera, czy może obecność Leppera w rządzie miała się komuś do czegoś jeszcze przydać, co sugeruje premier? Jeśli tak, do prokuratury należy ustalenie, kto miał interes w ostrzeżeniu Leppera. Rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości, informując, że Kaczmarek musiał się dowiedzieć o finale akcji CBA po to, aby ochroniarze BOR nie bronili Leppera przed funkcjonariuszami Kamińskiego, stwierdził, że już znacznie wcześniej, jeszcze jako prokurator krajowy, Kaczmarek wiedział o prowadzonych przez CBA działaniach w resorcie rolnictwa. Potwierdził to później sam Ziobro, mówiąc o styczniu. Dlaczego zatem Kaczmarek nie powiedział o tym Lepperowi wcześniej? Dlaczego wszystko działo się tak nagle, że minister musiał w nocy przyjeżdżać do hotelu? Czytaj więcej w Polityce.