Przed Sądem Okręgowym w Warszawie 83-letni Kiszczak kontynuował wyjaśnienia jako jeden z czworga oskarżonych. Nie był obecny główny podsądny - 85-letni gen. Wojciech Jaruzelski, który jest w szpitalu po kolejnej operacji. Kiszczak zeznawał, że "nurt konserwatywny" w aparacie PZPR wpływał na zwiększenie się ryzyka interwencji Układu Warszawskiego w Polsce, bo jego członkowie bez wiedzy władz kontaktowali się z konsulatami i ambasadami państw socjalistycznych. - Znane nam były ich nazwiska - mówił b. szef MSW, który zdradził, że tacy działacze byli odsuwani, w czym "jakąś rolę" odgrywała SB. Oskarżony nawiązał do zmniejszania od 2010 r. emerytur oficerów służb specjalnych PRL na mocy specjalnej ustawy - co nazwał "średniowieczem lub afrykańskim buszem". - Pozbawiacie chleba ludzi stojących nad grobem, którzy uczciwie służyli Polsce - mówił, zwracając się do tych, którym - jak powiedział - oddał władzę w 1989 r. Dodał, że wobec oficerów SB ma teraz "wyrzuty sumienia". - Bez udziału służb specjalnych porozumienie w 1989 r. nie byłoby możliwe - oświadczył. Wyjaśnił, że cała SB lojalnie wspierała go w jego dążeniach do porozumienia z opozycją, choć "wielu się to nie podobało". Uzasadniając swą tezę o anarchizacji państwa w 1981 r. Kiszczak długo przedstawiał kalendarium protestów, strajków oraz innych incydentów z tego czasu. Nie pominął nawet wybicia szyb w lokalu partyjnym w Stargardzie Szczecińskim czy napisania w Sochaczewie: "Śmierć komunistom!". Przypomniał też, że Adam Michnik uratował milicjantów w otoczonym przez demonstrantów posterunku MO w Otwocku. Kiszczak będzie kontynuował wyjaśnienia 13 maja.