Politolog Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach określił w rozmowie z PAP wystąpienie jako jednocześnie "dobre i żenujące". Wprawdzie obejmowało wszystkie najistotniejsze problemy, którymi rząd powinien się zająć, ale nie uwzględniono w nim faktu, że to rząd przejściowy, na jeden rok - wyjaśnił. - Gdyby expose mówiło o zadaniach do zrealizowania w ciągu najbliższego roku, trwałoby pięć minut, a nie godzinę - dodał. Jego zdaniem Kopacz zapowiadała na co pójdą publiczne pieniądze, ale - jak podkreślił - one mogą być wydawane dopiero w roku 2016, bo budżet na przyszły rok jest już przyjęty. Zadania zaś roku 2016 będą określone przez zwycięzcę przyszłorocznych wyborów parlamentarnych - powiedział. Jak podkreślił, w wystąpieniu premier Kopacz nie było pomysłów, jak zwiększyć zdolność Polski do produkowania, by zarobić pieniądze na zapowiedziane propozycje. Odnosząc się do apelu Kopacz skierowanego do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o "zdjęcie klątwy wzajemnej nienawiści", Kik zaznaczył, że premier spersonalizowała główny konflikt polityczny w Polsce, co - jego zdaniem - jest daleko idącym uproszczeniem. Między PiS a PO istnieją różnice programowe - podkreślił. Dodał, że słowa Kopacz o rozdźwięku między klasą polityczną a społeczeństwem były próbą krytyki, ale bez - jak powiedział - samokrytyki. Politolog przyznał, że w expose znalazło się wiele pomysłów, które należałoby pochwalić. - Ale już jesteśmy przyzwyczajeni do tych obietnic - zaznaczył. Zdaniem Kika to, co przedstawiła Kopacz sprawiało wrażenie "syntetycznego zestawu" przygotowanego przez jej przez poszczególnych ministrów. Jak mówił, w środowym wystąpieniu Kopacz "nie było premiera, tylko ministrowie i Donald Tusk". - Odnalazłem go m.in. w charakterze expose, pełnego zapowiedzi i obietnic - powiedział. Według rozmówcy wystąpienie premier nie wpłynie na wynik wyborów samorządowych. Nie było żadnych elementów, które mogą dać nowa otuchę dla społeczeństwa, tylko stare zapowiedzi z wydłużeniem horyzontu czasowego na ich realizację - tłumaczył.