Zdaniem prof. Kika, debata wykazała "miałkość polskiej klasy politycznej". W jego ocenie, "nie było to spotkanie dwóch mężów stanu", którzy potrafiliby przełamać konflikty i sprzeczności, żeby ponad nimi szukać wspólnego dobra dla Polski. - To był festiwal wzajemnych złośliwości i w zasadzie powtarzanie tego, o czym Polacy już od dawna wiedzą, wszystkie słowa, które padły, są obecne od dawna. Debata nie wniosła nic nowego do świadomości Polaków - powiedział prof. Kik. Wynik debaty prof. Kik określił jako "zgniły remis", "remis w złośliwościach, w braku wizji, w braku chęci lub umiejętności szukania kompromisu". Jak podkreślił, żadna ze stron nie przedstawiła wizji dla Polski, "ponieważ obaj kłócili się o przeszłość - jeden bronił, drugi atakował". Według prof. Kika, w pierwszej części debaty dotyczącej gospodarki obaj dyskutanci "nie mieli nic do powiedzenia", "prześlizgiwali się" nad pytaniami. - Mieli wykazać się receptami, reprezentowanych przez siebie partii, na problemy czy to sytemu podatkowego, czy ulg dla biznesu. Żadna ze stron nic konkretnego nie powiedziała - ocenił prof. Kik. Po takiej debacie - zdaniem prof. Kika - "rośnie zaciekawienie Tuskiem, tym trzecim nieobecnym" i powstaje pytanie o to, czy debata z jego udziałem byłaby "tak samo miałka i beznadziejna". - Trudno na to odpowiedzieć, ale rodzi się pytanie o tego trzeciego - uważa politolog. Jego zdaniem, nad całością debaty ciążył "strategiczny interes" obu stron. - Panowie nie mieli sobie nic do powiedzenia, ale wspólnym celem było wyeliminowanie z gry Donalda Tuska. Jednak to, że panowie nie mieli sobie nic do powiedzenia, wyszło w trakcie debaty i dlatego w takim kontekście powstaje pytanie o Tuska - jak by się zachował Tusk. I czy lęk Kaczyńskiego przed debatą z Tuskiem nie jest w takim kontekście uzasadniony - powiedział prof. Kik. Zdaniem politologa obaj politycy nie potrafili dostosować się do wymogów tej debaty - mieli mało czasu na wypowiedzi, więc powinny być one "syntetyczne, finezyjne" zapadające w pamięć. - Był tam potok słów z każdej strony zamiast jakichś kwintesencji, które by zapadały w pamięć widza. Widz został zarzucony stekiem zarzutów i wzajemnych pretensji - powiedział prof. Kik Dodał, że niektóre pytania zadawane przez jedną z prowadzących debatę Monikę Olejnik były złośliwe, "coś sugerowały", i mogły "wprowadzać do debaty niepotrzebną nerwowość", ale jak podkreślił, to nie technika czy plan debaty był zły, ale to "obaj politycy byli do takiej debaty, zaplanowanej przez sztabowców, nieprzygotowani".