Wystąpienie polityka PiS zakłócił wczoraj prezes Fundacji imienia Dobrego Pasterza z Sosnowca, który prosił o interwencję w sprawie dzieci z domów dziecka sprzedawanych - jak mówił - za granicę i rozdzielanych z rodzeństwem.Posłanka PO i wicemarszałek Sejmu z tej partii mówiła w radiowej Jedynce, że działanie pracownika PiS-u było nie na miejscu, a uprawniona do interweniowania w takich sytuacjach jest Straż Marszałkowska. - Nie wyobrażam sobie, żeby wszyscy pracownicy biur prasowych, jeżeli na konferencję przychodzi osoba, której się nie spodziewaliśmy, w taki sposób reagowali - powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska. - Tak bardzo chciano, żeby pan marszałek nie odpowiadał, nie wiedząc jeszcze na jakie pytanie, że usunięto osobę przypadkową - dodała polityk PO. Ryszard Terlecki po incydencie zapowiedział wniosek do marszałka Sejmu o przyspieszenie prac nad zmianą organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie. - Incydent pokazuje, że bezpieczeństwo zarówno państwa jak i osób uczestniczących w konferencjach prasowych nie jest do końca zapewnione - powiedział polityk. Nowoczesna i Kukiz'15 chcą wyciągnięcia przez PiS konsekwencji wobec interweniującej osoby. Zdaniem rzecznika Kukiz'15 Jakuba Kuleszy, doszło do naruszenia nietykalności cielesnej obywatela.W sprawie zajścia oświadczenie wydał szef biura prasowego PiS Krzysztof Wilamowski, który powiedział, że jego działanie polegało na odciągnięciu osoby na bok i oczekiwaniu na interwencję Straży Marszałkowskiej. Dodał, że w jego ocenie bezpieczeństwo osób uczestniczących w konferencji było zagrożone.