(...) Od lipca 1981 roku [Czesław Kiszczak] kierował MSW - w krytycznym momencie Jaruzelski chciał mieć obok siebie zaufanego człowieka. Na jego polecenie Kiszczak kontaktował się co dwa, trzy dni z warszawską rezydenturą KGB i przekazywał meldunki sytuacyjne. W grudniu 1981 roku na Kremlu obawiano się, że Jaruzelskiemu w ostatniej chwili puszczą nerwy. Zabezpieczeniem na taki wypadek był Kiszczak, który w sierpniu 1981 roku pojechał do Andropowa, żeby przedstawić mu stan przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego. "Dotychczas polskie kierownictwo cackało się z "Solidarnością" jak z jajkiem, ale trzeba z tym skończyć" - zapewnił. Strzelano ostrymi nabojami W sobotę 12 grudnia potwierdził szczegóły: pół godziny przed północą - wyłączenie telefonów w kraju, pozbawienie ambasad łączności kablowej, zamknięcie granic; od północy - aresztowania około czterech tysięcy dwustu ludzi; 13 grudnia o szóstej rano - orędzie Jaruzelskiego w telewizji i radio oraz internowane kolejnych czterech tysięcy pięciuset osób. Przygotowania trwały ponad rok pod nadzorem sztabu marszałka Kulikowa. Ze sprawozdania Pomorskiego Okręgu Wojskowego dla Sztabu Generalnego wynika - pisze Andrzej Paczkowski w książce Wojna polsko-jaruzelska - że "bezpośrednich przygotowań do podjęcia działań specjalnych w terenie nie prowadzono na skalę mogącą zdradzić rzeczywisty charakter przedsięwzięć". W Śląskim Okręgu Wojskowym "dowódców dywizji zapoznano z dokumentacją jedynie w częściach bezpośrednio ich dotyczących". Przygotowano miejsca dla około pięciu tysięcy internowanych; zarezerwowano cele więzienne dla aresztowanych podczas akcji pacyfikacyjnych; sporządzono plany kopalń, fabryk, stoczni i portów. Mimo tak szeroko zakrojonych działań udało się zachować tajność (...). 13 grudnia Kiszczak rozesłał do jednostek milicji tajny szyfrogram zezwalający na użycie broni. Strzelano ostrymi nabojami. "Kontrrewolucja została sparaliżowana" W marcu 1982 roku (...) [Kiszczak] wyjaśnił: "Na skutek agresji części załóg, które znajdowały się pod naciskiem ekstremistycznych przywódców "Solidarności", należało użyć milicji. Akcje te przeprowadzono w sposób zdecydowany i bez strat. Tylko w kopalni "Wujek" trzeba było otworzyć ogień. Było pięciu zabitych, trzech zmarło w szpitalu". Naprawdę zginęło dziewięć osób: sześciu zastrzelonych i trzech rannych. "16 i 17 grudnia 1981 w Gdańsku odbyły się największe w kraju manifestacje, rozproszone przy pomocy gazu łzawiącego". Nie wspomniał, że zginął jeden z demonstrantów, 23-letni Antoni Borowczyk. "Kontrrewolucja została sparaliżowana" - oświadczył Kiszczak (...). (...) Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW powołana 2 sierpnia 1989 roku (tzw. komisja Rokity) zajęła się 122 przypadkami zgonów osób związanych z opozycją. W 91 z tych przypadków komisja ustaliła nazwiska stu funkcjonariuszy MSW jako podejrzanych o popełnienie zabójstw, a także nazwiska siedemdziesięciu prokuratorów podejrzanych o uczestnictwo w mataczeniu. Zwróciła również uwagę na fakt, że w aktach sprawy znajdują się odręczne zapiski m.in. ministra Kiszczaka. Jaruzelski i Kiszczak nie zostaną osądzeni? Któż - poza nieliczącymi się w tej rozgrywce antykomunistami - wypominałby mu mord na księdzu Popiełuszce? Śmierć Grzegorza Przemyka? Kto byłby tak nietaktowny, by przywoływać pamięć 28-letniego Wojciecha Cieślewicza zabitego w czasie demonstracji w Poznaniu 13 lutego 1982 roku? Czy śmierć 19-letniego Piotra Majchrzaka, pobitego 11 maja 1982 roku za opornik przypięty do swetra i Kazimierza Michalczyka, przypadkowego obserwatora manifestacji, zastrzelonego przez milicjantów 30 sierpnia 1982 roku we Wrocławiu lub trzech zastrzelonych 31 sierpnia 1982 roku manifestantów z Lubina? Nie wypadało mówić ani o utopionym w 1984 roku Piotrze Bartoszcze, ani o zabitych przez bezpiekę w styczniu 1989 roku księżach Stefanie Niedzielaku i Stanisławie Suchowolcu. Zwolniony z więzienia ksiądz Sylwester Zych zmarł w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach 11 lipca, kiedy dawna opozycja właśnie przekonywała Kiszczaka, żeby został premierem. (...)Kiszczak i Jaruzelski, postawieni przed wielu laty w stan oskarżenia, pewnie nigdy nie zostaną osądzeni. Gdyby mieli usłyszeć wyroki skazujące, nastąpiłoby to już dawno temu. Za podstawę mogły służyć setki dokumentów - takich jak niepublikowany w Polsce do 2010 roku zapis spotkania obu towarzyszy z Erichem Mielke, szefem Stasi, najbliżej związanej z Sowietami służby specjalnej.