W specjalnym oświadczeniu Beata Kempa napisała, że nie zna prokuratora Pasionka i nigdy z nim nie rozmawiała. Oświadczyła też, że sugestia zawarta w artykule, że nielegalnie weszła w posiadanie tajnych informacji ze śledztwa smoleńskiego, "jest kłamstwem i spotka się z odpowiednią reakcją reprezentującego ją adwokata". Posłanka PiS napisała też, że autor artykułu nie ma żadnych dowodów, mogących potwierdzić jego hipotezy na ten temat i nie próbował nawet skontaktować się z nią, żeby zweryfikować te tezy. Zdaniem Beaty Kempy, z wcześniejszych informacji podawanych przez media na temat przyczyn zawieszenia prokuratora Pasionka można wnioskować, że artykuł przygotowany przez "Gazetę Wyborczą" został zainspirowany przez osoby pragnące zdyskredytować prokuratora Pasionka i stawiany przez niego postulat, by szefowie KPRM i MON odpowiadali za błędy popełnione podczas przygotowań do wizyty w Smoleńsku. "Gazeta Wyborcza" napisała, że szefowie ABW za rządów PiS umówili rok temu prokuratora Marka Pasionka z agentami wywiadu USA. Miał on zdradzać im kulisy śledztwa smoleńskiego. Według gazety, Pasionek wydzwaniał też wieczorami do biura PiS. "Gazeta Wyborcza" pisze, że postępowanie dyscyplinarne wobec Pasionka dotyczy też kontaktów z dziennikarzami "Rzeczpospolitej" i "Naszego Dziennika".