Jego pradziad Mieszko I, historyczny założyciel państwa, sprowadził do Polski chrześcijaństwo i wprowadził kraj na arenę polityki europejskiej. Jego genialny i potężny dziad, król Bolesław Chrobry, uczynił z młodego państwa mocarstwo, z którym musiało się liczyć cesarstwo niemieckie i przed którego wojami drżała Ruś, Czechy i wszyscy sąsiedzi. Jego również koronowany ojciec, Mieszko II, doskonale przygotowany do sprawowania władzy i wżeniony w cesarską rodzinę Rzeszy, stracił wszystko: tron, królewską koronę, godność osobistą i wszystkie zdobycze terytorialne Chrobrego. Nie udźwignął ciężaru polityki wielkiego ojca (choć bliższe prawdzie byłoby stwierdzenie, że koszta polityczne i gospodarcze imperialnej polityki Chrobrego przekroczyły możliwości ówczesnej Polski). Nie potrafił zapobiec jednoczesnym najazdom Niemiec i Rusi na Polskę, najazdom w zdradziecki sposób sprowadzonym przez swojego brata Bezpryma i innych uzurpatorów z rodu Piastów. Kim był Kazimierz, którego drugie imię Karol nawiązywało do postaci wielkiego odnowiciela Cesarstwa Zachodniorzymskiego? Jaką drogę przeszedł, zaczynając od ucieczki w 1038 r. przed najazdem czeskiego Brzetysława i pogańskim buntem poddanych, do powrotu na tron i niepodważalnego odzyskania kraju. Jak poradził sobie z zadaniem podniesienia Polski z popiołów i w jaki sposób wytyczył pracowicie przez siebie scalonemu krajowi horyzonty na następne wieki? Sylwetkę wyjątkowego władcy kreśli prof. Andrzej Nowak w 1. tomie swoich "Dziejów Polski" (Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków 2014), którego fragment publikujemy (tytuł, skróty i śródtytuły pochodzą od Redakcji). Kazimierz Odnowiciel Polski: 1039-1058 W końcu 1038 r. państwo polskie, państwo pierwszych Piastów przestało istnieć. Mogło wtedy zniknąć już na zawsze - tak jak choćby zniknęło wcześniej wspaniałe państwo wielkomorawskie, jak przepadło tyle innych państw, imperiów i wspólnot polityczno-etnicznych. (...) Historia Polski mogła się skończyć, po krótkim, efektownym rozbłysku, już w połowie XI w. Ale - wiemy - nie skończyła się. Do tego, żeby ta historia trwała, potrzebny był najpierw wybór, trudny wybór walki z przeciwnościami w imię pewnego, uznanego już za wartościowe, warte poświęceń, dziedzictwa. Ten wybór był w rękach ostatniego męskiego potomka królewskiego rodu Bolesława [Chrobrego - przyp. red]. Po śmierci Mieszka II, Bezpryma, Ottona, Dytryka, został już tylko jeden dziedzic - Kazimierz Karol. Jak już wspomnieliśmy, najpóźniej w 1038 r. musiał on uchodzić na Węgry. Tam został "internowany" przez króla Stefana, być może na prośbę czeskiego księcia. Kiedy jednak w sierpniu 1038 r. zmarł Stefan, jego następca, Piotr Orseolo, zgodził się wypuścić Kazimierza do Niemiec. Ostatni Piastowicz miał przecież potężnych protektorów na cesarskim dworze, poczynając od swej matki, królowej Rychezy i wuja Hermana, arcybiskupa Kolonii i kanclerza Italii. Wybór Kazimierza: Księstwo Rzeszy czy niepewność w Polsce? Koneksje Rychezy były bardzo dla syna pomocne. Kazimierz został z otwartymi ramionami przyjęty przez cesarza Konrada. Mógł stać się teraz wybitnym księciem Rzeszy, w której "zdobył wielką sławę i rozgłos rycerski". A jednak - pisze dalej nasz kronikarz Anonim, Gallem zwany - "Kazimierz postanowił powrócić do Polski i poufnie oznajmił to matce. A gdy go matka przekonywała, by nie wracał do ludu wiarołomnego i jeszcze niezupełnie utwierdzonego w chrześcijaństwie, lecz spokojnie zadowolił się posiadaniem matczynego dziedzictwa - i sam cesarz [niemiecki] prosił, aby pozostał z nim, chcąc mu nadać nie byle jakie księstwo, odrzekł sentencjonalnie, jako człowiek wykształcony: ‘Żadnego dziedzictwa po wujach lub matce nie posiada się tak słusznie i zaszczytnie, jak [dziedzictwo] po ojcu’. I zabrawszy z sobą 500 rycerzy, wkroczył w granice Polski, a postępując dalej naprzód zajął oddany mu przez swoich [zwolenników] pewien gród, z którego powoli, zarówno męstwem, jak podstępem uwolnił całą Polskę, zajętą przez Pomorzan, Czechów i inne sąsiednie ludy i poddał ją pod swoje władztwo". To jest właśnie ów kluczowy wybór, pięknie opisany. Albo walczymy o dziedzictwo po ojcu, o ojczyznę, albo możemy na to machnąć ręką, wybrać życie ułatwione. Kazimierz tego kluczowego wyboru dokonał - i zasłużył na miano Odnowiciela. Bez niego, tak jak wcześniej bez Mieszka I i bez Bolesława Chrobrego, Polski by nie było. Chyba o żadnym innym później władcy tego już nie będzie można powiedzieć z równym przekonaniem. Matka została w Niemczech. Żyła jeszcze długo, przeżyła o 5 lat syna. Zmarła 21 marca 1063 r. (...). Często źle pisano o Rychezie w późniejszych dziełach historycznych, od Długosza poczynając, choć bez żadnych podstaw źródłowych. W istocie królowa wywodząca się z rodu cesarzy Wschodu i Zachodu ma swój wielki udział w uratowaniu Polski nie tylko jako pramatka wszystkich kolejnych pokoleń Piastów. Pomogła także odbudować synowi kraj ze spustoszenia, przekazując mu ciągłość pamięci historycznej i kulturowej. (...) Dla Kazimierza najważniejsze jednak było to, że mógł dzięki niej i jej rodzinie znaleźć w Niemczech oparcie dla swej misji odbudowy Polski. Pomoc z Niemiec Według Gerarda Labudy Kazimierz wrócił do ojczyzny już wiosną roku 1039. Autor konkurencyjnej interpretacji tego "ciemnego czasu", Janusz Bieniak, zakłada, że nastąpiło to dopiero w roku 1041. Albo zatem pomocy udzielił polskiemu księciu jeszcze stary cesarz, Konrad, albo - po jego śmierci w połowie 1039 r. - jego syn i nowy król niemiecki, Henryk III. Nowy władca owdowiał właśnie, po trzyletnim małżeństwie z... kuzynką Kazimierza, Gunhildą duńską, wnuczką Sygrydy-Świętosławy, siostry Bolesława Chrobrego. Czy miał Kazimierz w czasie swej przymusowej emigracji na cesarskim dworze okazję do rozmów o czasach wielkiego Bolesława z mężem swej kuzynki? Pamięć niedawnej potęgi i znaczenia Polski pod berłem Chrobrego musiała być wciąż żywa - także na ruchomym dworze niemieckich władców. Nie tyle jednak prywatne rozmowy w rodzinnym kręgu Kazimierza, Rychezy, wujów Hermana oraz Ottona (palatyna reńskiego), kuzynki Gunhildy i jej męża Henryka (III), ale także, a może przede wszystkim głębsza więź chrześcijańska i strategiczne interesy cesarstwa skłoniły dwór niemiecki do militarnego, choć niewielkiego, to jednak symbolicznie ważnego, wsparcia powrotu polskiego księcia do ojczyzny. Władcy Niemiec mogli obawiać się rozszerzenia "pogańskiej anarchii" z terenu Polski na obszar Słowiańszczyzny połabskiej, gdzie ewentualny triumf pogaństwa na wschód od Odry mógł wzmocnić jeszcze ducha oporu przeciw niemiecko-chrześcijańskiej ofensywie. Osobiście bardzo pobożny Henryk III nie mógł być także nieczuły na czysto religijny obowiązek podniesienia chrześcijaństwa tam, gdzie już raz się przyjęło i gdzie należało przywrócić jak najprędzej organizację kościelną. Wreszcie był jeszcze jeden, może nawet najważniejszy doraźnie powód niemieckiego poparcia dla Kazimierza. Oto Czechy Brzetysława, umocnione tak bardzo po złupieniu Polski i przyłączeniu Śląska, stawały się zbyt silne z punktu widzenia zasady równowagi sił na wschodniej flance imperium - a ta zasada była oczywiście najdogodniejsza dla niemieckich imperialnych elit. W 1039 r. arcybiskup koloński Herman musiał nowemu królowi, towarzysząc mu w drodze z Kolonii na wschodnie rubieże cesarstwa, przypominać te zasady i ich związek z losem swego siostrzeńca, Kazimierza. Niezależnie od tego, czy już w 1039 r., czy dopiero w 1041 r. Kazimierz wracał do Polski, to jego akcja ściśle współgrała z dwiema militarnymi wyprawami Henryka III przeciwko Brzetysławowi czeskiemu. Pierwsza, w roku 1040, skończyła się dla niedoświadczonego króla fatalnie - Brzetysław zaskoczył siły Henryka i zmusił do niesławnego odwrotu. W powtórzonej rok później wyprawie król niemiecki obległ Pragę i tym razem zmusił Brzetysława do ukorzenia się i złożenia hołdu lennego. Z Wielkopolski na Wawel Kazimierz tymczasem, z pomocą wspomnianego przez "Galla" hufca rycerzy z Niemiec, wjechał do spustoszonej Wielkopolski. Nie miał tam chyba nawet gdzie się zatrzymać. Gniezna, Poznania, Giecza - potężnych grodów, jakie znał z czasów ojca, Mieszka II, i dziada, Bolesława - nie było. Były gruzy. Kazimierz poszedł dalej do Małopolski. Ta najpewniej nie była zniszczona. Historycy spierają się, czy Brzetysław podbił tę ziemię, czy raczej zostawił ją z boku swego najazdu. Może Kazimierz musiał z Krakowa usuwać tylko "książąt poronionych", jak ich nazwie po ponad 150 latach mistrz Wincenty "Kadłubek", czyli miejscowych panów-domorosłych książąt, którzy skorzystali z rozpadu władzy piastowskiej dynastii i próbowali wykroić swoje władztwo regionalne? W każdym razie Kraków i Wawel nie były spustoszone. Tu zatem przeprowadził ośrodek swojego panowania Kazimierz. Od 1040 czy 1041 r. Kraków staje się faktyczną stolicą Polski. Przeniósł nam tę stolicę z Poznania i Gniezna - trzeba to podkreślić - czeski niszczyciel Wielkopolski, Brzetysław. Pewne znaczenie mogły mieć jednak także osobiste sentymenty Kazimierza. Z Krakowem najprawdopodobniej związane było jego szczęśliwe dzieciństwo. Od urodzenia spędzał je na wawelskim dworze ojca - następcy tronu Bolesława, a kiedy Mieszko II objął już dziedzictwo Chrobrego, Kazimierz kontynuował pobyt w Krakowie, gdzie pobierał nauki w klasztornej czy katedralnej szkole na Wawelu. Teraz wracał nad to znane mu zakole Wisły i stąd postanowił organizować swe dalsze wyprawy i dyplomatyczne ruchy, mające odbudować całą Polskę. Rzecz istotna - mimo że centrum odbudowanej państwowości przesunęło się z ziemi "Polan" na tereny "Wiślan", cały kraj Kazimierza i jego następców nie zmieniał swojej nazwy: wciąż, bez żadnej przerwy nazywano go ziemią Polan, Polską właśnie. Brakowało jednak do odzyskania podstawowego, wciąż pamiętanego terytorialnego kształtu tego państwa kilku istotnych dzielnic: Śląska, Mazowsza, Pomorza. Śląsk trzeba było odebrać Brzetysławowi. Zwycięstwo Henryka III nad czeskim księciem w 1041 r. zdawało się otwierać drogę do tego. Jednak pokój podyktowany przez Henryka w Ratyzbonie nie zmusił Brzetysława do oddania Śląska. O tę dzielnicę Kazimierz będzie musiał jeszcze walczyć. Ruskie wsparcie w odzyskaniu Mazowsza Najpierw jednak potrzebował rozwiązać problem Mazowsza [opanowanego przez Miecława, dawnego cześnika Mieszka II - przyp. red]. Dzielnica ta, nie zniszczona kryzysem lat trzydziestych i najazdem czeskim, usamodzielniła się i wzmocniła dzięki temu kryzysowi właśnie. (...) Jak do Wielkopolski i Małopolski pomogły wrócić Kazimierzowi posiłki niemieckie, tak w walce o Mazowsze kluczowe okazało się poparcie... ruskie. Jarosław Mądry, ten sam, który umykał tak chyżo przed Bolesławem Chrobrym aż do Nowogrodu w roku 1018, teraz pomagał jego wnukowi. (...) Sojusz Jarosława z Kazimierzem przypieczętowany został podwójnym węzłem małżeńskim. Polski książę wydał swoją siostrę, Gertrudę, za Izjasława, syna Jarosława. Sam nieco wcześniej otrzymał rękę Dobroniegi, jak piszą ruskie kroniki, siostry Jarosława (choć niektórzy historycy, wbrew wiarygodnemu źródłu, wolą w niej widzieć raczej córkę starego księcia kijowskiego). "I dał Kazimierz za wiano ludzi osiemset, których był zabrał do niewoli Bolesław" - jak to zapisał kronikarz Nestor, 800 jeńców z roku 1018 mogło powrócić z Polski do swej ruskiej ojczyzny. Małżeństwo z Dobroniegą przyniosło władcy Polski korzyści znacznie większe niż cena tego wiana. Przede wszystkim potomstwo - w tym czterech synów, z których dwóch: Bolesław, nazwany Szczodrym (a znacznie później dopiero Śmiałym) i Władysław Herman zasiądzie na tronie. W 1041, 1043 i 1047 r. bezpośrednim skutkiem sojuszu antymazowieckiego były potężne wyprawy wojów Jarosława przeciw Miecławowi. Z takim wsparciem Kazimierz mógł w końcu, w roku 1047, cieszyć się z klęski cześnika-uzurpatora. Nasz Anonim zwany Gallem przypisał zasługę zwycięstwa w decydującej bitwie Kazimierzowi. Kronikarz Nestor - wojom Jarosława. Obaj kronikarze zgadzają się co do najważniejszego: Miecław w bitwie zginął (mistrz Wincenty twierdził później, że Miecław uciekł z pola bitwy i zginął dopiero na ziemi Prusów, gdzie próbował się schronić). W każdym razie mazowiecka "alternatywa" dla piastowskiej Polski wsiąkła razem z krwią wojów Miecława w ziemię owej bitwy. Zabiegi o odzyskanie Pomorza Walka o przyłączenie Mazowsza toczyła się od pewnego czasu równolegle z zabiegami Kazimierza o odwojowanie Pomorza. Wymieniany w niemieckich kronikach książę pomorski Zemuzil (Siemomysł? - może jakoś spokrewniony czy spowinowacony z Piastami) był sprzymierzeńcem Miecława. Jak przypuszcza część badaczy, ów "Zemuzil" mógł zjednoczyć dużą część Pomorza - właśnie przy jego imieniu występuje jedno z pierwszych źródłowych potwierdzeń nazwy tej dzielnicy: dux Bomeraniorum. Tylko takie umocnienie jego powagi i możliwości tłumaczyłoby potraktowanie go przez króla Henryka III jako równorzędnego księcia z dwoma innymi, czeskim Brzetysławem i polskim Kazimierzem, których zaprosił na zjazd w Merseburgu i Miśni w czerwcu 1046 r. Król niemiecki, a wkrótce cesarz (od grudnia tego roku) próbował pośredniczyć w zgodzie trzech książąt. Kazimierz domagał się na pewno zwrotu Śląska i relikwii św. Wojciecha od Brzetysława i przynajmniej hołdu z Pomorza od Siemomysła. Nie uzyskał tego jednak drogą pokojową, więc próbował siłą. W 1047 r., zaraz po klęsce zadanej Miecławowi, skierował się przeciwko jego pomorskim sojusznikom i pobił ich, jak podaje "Gall" Anonim. Pomorza nie odwojował, ale przypomniał zarówno jego nowym władcom, jak też swoim synom, o niewygasłym dążeniu dziedziców Bolesława Chrobrego do przywrócenia znaku krzyża i polskiej zwierzchności w Kołobrzegu i Gdańsku, na terenach misji św. Wojciecha i biskupa Reinberna. Śląsk wraca do Polski Szansę na urzeczywistnienie tej misji dał swoim następcom poprzez dołączenie do Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza czwartej dużej dzielnicy - Śląska. Udało mu się to osiągnąć zbrojnie w roku 1050. Krótka zwycięska wojna z Czechami w tym roku została przez cesarza Henryka III uznana za naruszenie wygodnego dla Rzeszy i potwierdzonego na zjazdach z 1046 r. status quo. Groźbę cesarskiej interwencji na rzecz Brzetysława polski książę odwrócił, zapewne korzystając z wpływów Rychezy i wuja Hermana, ale także dzięki umiejętnemu wyzyskaniu zaangażowania Henryka III w ciężkie walki z Węgrami. W 1054 r. na zjeździe w Kwedlinburgu Henryk rozstrzygnął polsko-czeski spór o Śląsk w sposób zasadniczo korzystny dla Kazimierza. Śląsk pozostał przy Polsce, choć Kazimierz miał płacić czeskim władcom coroczny trybut z tej dzielnicy w wysokości 500 grzywien srebra i 30 złota (czyli nieco ponad 100 kilogramów srebra i ok. 7 złota). Władca wykształcony Po całkowitej zapaści Polski sprzed zaledwie kilkunastu lat, Kazimierz odbudował jej terytorialny zrąb. Państwu odziedziczonemu po dwóch Mieszkach i Bolesławie nie dał zniknąć z mapy i z historii Europy. Żeby Polska trwała dalej i duchowo rosła, konieczna była jednak równoczesna z walką o granicę praca, którą nazwalibyśmy "organiczną": odbudowa instytucji, ożywienie kultury, jedno i drugie ufundowane w chrześcijaństwie. I to zadanie Kazimierz podjął. A był do niego szczególnie dobrze przygotowany. Był przecież jako młodzieniec oddany do szkoły kościelnej (innych nie było). Najstarsza zapiska rocznikarska informuje, iż w roku 1026 został posłany na naukę. Jak wykazuje z największą dozą prawdopodobieństwa Gerard Labuda, czwarty historyczny władca Polski pobierał ją już w szkole w Krakowie - konkretnie w klasztorze benedyktyńskim przy kościele św. Gereona na Wawelu, a nie gdzieś w sławnym, lecz dalekim Cluny czy Paryżu, jak domyślała się część dawniejszych historyków. (...) To właśnie Kazimierz, a nie dopiero jego syn, Bolesław (jak sądzono dawniej) ufundował w roku 1044 klasztor, który do dziś zdobi skaliste zakole Wisły 10 kilometrów na zachód od Wawelu - Tyniec, najstarsze, działające do dziś opactwo na ziemiach polskich. On także zapewne położył podwaliny pod dwa inne klasztory benedyktyńskie: w Mogilnie koło Gniezna oraz w Łęczycy. Zaczął wznosić na miejscu świeżych ruin nowe katedry w Gnieźnie i Poznaniu, z pomocą mistrzów pochodzących znad Renu i Mozy. Pomoc tę dawał mu wuj Herman, arcybiskup koloński, na którego cześć imię otrzymać miał drugi syn księcia Kazimierza - Władysław Herman. Dzięki tej znakomitej protekcji udało się też odbudować samą organizację kościelną. Zaczynając tę rekonstrukcję od najmniej zniszczonego Krakowa, Kazimierz zdołał wystarać się u papieża o godność arcybiskupa, przyznaną osobiście biskupowi krakowskiemu Aaronowi (1046-1059), który otrzymał oznakę tej godności - paliusz - w Kolonii. Arcybiskup mógł wyświęcić biskupów. I tak, dzięki tej nominacji Kazimierz przywrócił z kolei biskupstwo wrocławskie dla Śląska (z tymczasową siedzibą w Ryczynie) - by i tu organizacja kościelna odrodziła się w związku z państwowością polską, piastowską, nie dając pretekstu do objęcia nad tą ziemią kontroli duchowej przez biskupstwo praskie. (...) "Restaurator Poloniae" Kronikarz (...) Anonim zwany Gallem, nadał Kazimierzowi miano "odnowiciela Polski" (restaurator Poloniae) - i miał rację. Nie tylko sama decyzja powrotu na spustoszoną ziemię ojca, walka o jej scalenie i odbudowa głównych grodów, kościołów i hierarchii stanowi tytuł do tego zaszczytnego miana. Stanowiły o tym także wspomniane już, znakomicie wykorzystane i poszerzone dynastyczne powiązania, które zapewniły w rozstrzygających momentach pomoc króla Niemiec i wielkiego księcia Rusi. Warto w tym miejscu dodać od razu, że Kazimierz wyznaczył jeden jeszcze trwały kierunek tych powiązań, prowadzący nad Dunaj, do Królestwa Węgier. Drugą ze swych sióstr, nieznaną z imienia, wydał za mąż za pretendenta do tronu węgierskiego, Belę (Adalberta), który zdobędzie tron - z polską pomocą - w roku 1060, a potomkowie jego i Kazimierzowej siostry panować będą na Węgrzech do roku 1301. Polska zwraca się od czasów Kazimierza na wschód i na południe, na Ruś i na Węgry. Nie z mieczem tylko, jak to za Bolesława Chrobrego bywało. Jak już wspomnieliśmy, ta odnowiona Polska przenosi wyraźnie swój punkt ciężkości z zachodu, z "polańskiej" kolebki Piastów, ku południowi, do Małopolski, do Krakowa. Ale nie przestaje się nazywać jak to pierwsze, podobno plemienne, związane z Polanami, państwo: to jest wciąż Polonia. Polonia restituta - już nie tylko monarchia Piastów, ale pewna trwała, zapisana w pamięci i zdolna w związku z tym do odtwarzania wspólnota terytorialna, państwo terytorialne. Kazimierz okazał się pierwszym, niezwykle skutecznym nośnikiem tej pamięci. Królem nie został (...) Historyczny Kazimierz Odnowiciel umarł w 1058 r. Nie wiemy, gdzie został pochowany: może, jak Mieszko i Bolesław, w Poznaniu (choć katedra w tym grodzie nie została jeszcze odbudowana), a może już w Krakowie. Wiemy na pewno, kiedy się urodził - 25 lipca 1016 r. - to pierwsza data dzienna występująca w polskich źródłach. (...) Zmarł Kazimierz stosunkowo młodo, znacznie młodziej od swego pradziada, Mieszka, dziadka - Bolesława, młodziej nawet od swego nieszczęśliwego ojca - Mieszka II. Miał zaledwie 42 lata. Kiedy umierał, jedna jego siostra, Gertruda, była już (od 1054 r.) wielką księżną Kijowa i całej Rusi, druga - zbliżała się do korony Węgier. Dwoje dzieci Kazimierza miało sięgnąć po królewską koronę. Jednym z nich była córka, która otrzymała imię Świętosława. Imię to dziedziczyła po tajemniczej i wspaniałej jednocześnie siostrze Bolesława Chrobrego, królowej Szwecji, Danii i Anglii - Świętosławie-Sygrydzie-Storradzie. Świętosława Kazimierzowicówna miała wyjść za mąż za czeskiego księcia, Wratysława II - a ten, w 1086 (lub 1085) roku, za wierną służbę Rzeszy Niemieckiej wraz małżonką nagrodzony zostanie przez cesarza Henryka koroną. Dziesięć lat wcześniej, w roku 1076, korona uwieńczy skronie syna Kazimierza - Bolesława II, energicznego, ale ostatecznie mniej szczęśliwego od ojca, odnowiciela korony Królestwa Polskiego. Sam Kazimierz królem nie został. Może po prostu zabrakło mu czasu, by upomnieć się o koronę królewską dla Polski. A może uznał, roztropnie, że za wcześnie na takie wyniesienie, po ledwo co dokonanym, kruchym jeszcze zjednoczeniu większości ziem polskich, za świeżej pamięci buntu "panów poronionych" przeciw monarszemu wyniesieniu Mieszka II i zajazdu sąsiadów na tak symbolicznie wzmocnione państwo? Pozostał więc księciem, choć jednym z najbardziej zasłużonych w polskich dziejach władców. ------------ Andrzej Nowak "Dzieje Polski. Tom 1 do 1202 r. Skąd nasz ród?" Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków 2014