Każdego roku przy pomniku wybudowanym w pobliżu miejsca po zawalonej hali składane są kwiaty i zapalane znicze. Pamięć ofiar czczą ich bliscy, uczestnicy akcji ratowniczej i przedstawiciele władz. W tym roku ze względu na pandemię nie zaplanowano wspólnej uroczystości. Delegacje lokalnych i regionalnych władz oraz służb mundurowych oddzielnie składają kwiaty przed pomnikiem. Jako jeden z pierwszych pojawił się tam rano ówczesny dowódca akcji ratowniczej, późniejszy szef Państwowej Straży Pożarnej gen. Janusz Skulich, który w milczeniu oddał hołd ofiarom. "To jedna z największych tragedii Śląska" Później wieńce złożyli przedstawiciele wojewody śląskiego i marszałka woj. śląskiego. - To jedna z największych tragedii Śląska - powiedział wicewojewoda śląski Jan Chrząszcz. - Osobiście pamiętam dwie takie tragedie: wielką tragedię pożaru w Czechowicach-Dziedzicach i drugą, która tu miała miejsce - wskazał Chrząszcz. Do wspomnianego przez niego pożaru doszło w 1971 roku. Zginęło w nim 37 osób, a 100 kolejnych zostało rannych. - To niesamowite, że w dniu, w którym też było mroźno, znacznie mroźniej niż dzisiaj, tak wiele osób, które przyszły cieszyć się, radować tym, co na Śląsku najpiękniejsze, bo gołębie przynosiły zawsze radość, dotknęła tak wielka tragedia. Pamiętajmy o tym miejscu, o tych ludziach - zaapelował. Katastrofa w czasie targów gołębi pocztowych W sobotę 28 stycznia 2006 r. w pawilonie nr 1 - największym na terenie MTK - odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali zawalił się około godz. 17.15. Wielu osobom, które przebywały wtedy w pawilonie, udało się z niego wyjść o własnych siłach i bez obrażeń. Na dachu o powierzchni hektara zalegała warstwa śniegu i lodu. Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo latem 2008 r. Ustaliła, że na katastrofę złożyły się błędy i zaniechania już w fazie projektowania hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Według biegłych, pawilon mógł runąć w każdej chwili, już od momentu wybudowania go. Przed katastrofą hala kilkakrotnie ulegała awarii. Przesłuchano 141 świadków Proces karny w sprawie katastrofy toczył się od maja 2009 r. i był jednym z największych w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości. Prokuratura oskarżyła pierwotnie 12 osób - jedna z nich dobrowolnie poddała się karze, inny oskarżony zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia. Podczas siedmiu lat odbyło się ponad 200 rozpraw, które - jak obliczył jeden z adwokatów - trwały blisko 1250 godzin. W sprawie zgromadzono ponad 300 tomów akt głównych. Przed sądem przesłuchano 141 świadków, zeznania wielu innych odczytano. Opinie składało pięć zespołów biegłych. Wyrok w pierwszej instancji zapadł przed Sądem Okręgowym w Katowicach w czerwcu 2016 r., a prawomocne rozstrzygnięcie - we wrześniu 2017 r. przed katowickim sądem apelacyjnym. Sąd ten wymierzył kary od półtora roku do dziewięciu lat więzienia pięciu oskarżonym, a cztery osoby uniewinnił - przedstawicieli firmy budującej halę i byłego członka zarządu spółki MTK Nowozelandczyka Bruce'a R. "Umyślne sprowadzenie katastrofy z zamiarem ewentualnym" Najsurowszą karę, dziewięciu lat więzienia, wymierzył projektantowi hali Jackowi J., któremu przypisał umyślne sprowadzenie katastrofy z zamiarem ewentualnym. Uznał, że J. mógł liczyć się z tym, że budowla może się zawalić. Nie miał stosownych uprawnień do projektowania budowli. Ponadto skazani zostali: były członek zarządu spółki MTK Ryszard Z. na dwa lata więzienia, b. dyrektor techniczny spółki Adam H. na półtora roku, rzeczoznawca budowlany Grzegorz S. - na dwa lata i były inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. - na dwa lata. W listopadzie 2018 r. Sąd Najwyższy oddalił kasacje wobec pięciorga skazanych i orzeczenie w tym zakresie jest ostateczne. Uchylił zaś uniewinnienie Bruce'a R. i przekazał jego sprawę ponownie do II instancji. W drugim procesie odwoławczym katowicki sąd apelacyjny uznał R. za winnego i w listopadzie 2019 r. skazał go prawomocnie na 1,5 roku więzienia za przyczynienie się do katastrofy. Sąd Najwyższy, do którego w sierpniu 2020 r. trafiła kasacja, w grudniu 2020 r. nie wstrzymał wykonania orzeczenia wobec R. Termin rozpoznania samej kasacji nie został dotychczas wyznaczony.