Jak twierdzi Luberta, ratownicy, którzy brali udział w piątkowej akcji, twierdzą, że do katastrofy mogło dojść z przyczyn naturalnych. - Metan uwalniał się nie ze ściany, na której pracowali ratownicy, a z jej okolic. To mogła być naprawdę tragedia wywołana naturą, bo jeżeli doszłoby do tego wybuchu w części roboczej, czyli tam, gdzie jesteśmy zobligowani do zachowywania bezpiecznych warunków pracy, to to wyrobisko prawie by nie istniało - podkreśla Luberta. Nie zmienia to jednak faktu, że pokład 409, na którym doszło do tragedii, był bardzo niebezpieczny - metanu było tam od dawna dużo i ratownicy bez przerwy pracowali przy jego zwalczaniu. - Tej tragedii dałoby się uniknąć, gdyby w momencie, kiedy stwierdzono, że wydziela się więcej metanu w tej ścianie, zaprzestanoby dojechania tą ścianą do końca - mówi Luberta. Tak się jednak nie stało. Czy słusznie - odpowiedzi na to pytanie udzielą komisja badająca katastrofę i prokuratura. Posłuchaj rozmowy reportera RMF FM z jednym z poszkodowanych górników: