O złożeniu kasacji do Sądu Najwyższego poinformowała pełnomocniczka Arabskiego mec. Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska. Jak wskazała, kasacja zawiera wniosek o skierowanie pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. - Ma to związek z faktem, że w wydaniu orzeczenia przez sąd apelacyjny w Warszawie brało udział dwóch sędziów, którzy uzyskali nominację sądu apelacyjnego na skutek działań neo-KRS - powiedziała. Adwokat, która jednocześnie jest autorką kasacji, oceniła, że zadanie w tej sprawie pytań prejudycjalnych to działanie spójne z działaniem "wielu innych pełnomocników i sądów w całej Polsce", którzy "wiedzą, jakie jest ryzyko pozostawania w przestrzeni prawnej orzeczeń wydanych przez wadliwie obsadzonych sędziów". - Trudno przewidzieć, z jaką reakcją Sądu Najwyższego ten wniosek się spotka. Będzie to pewnie w dużej mierze zależało do tego, do jakiego składu sędziowskiego trafi. Wyznaczenie terminu rozpoznania kasacji to już pewnie kwestia miesięcy, nawet do roku - wskazała. Sąd Apelacyjny utrzymał karę W czerwcu 2019 r. Sąd Okręgowy w Warszawie w pierwszej instancji nieprawomocnie skazał Arabskiego na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Sąd orzekł też wówczas o winie urzędniczki kancelarii premiera Moniki B., która została skazana na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Troje pozostałych oskarżonych urzędników sąd uniewinnił. Od wyroku odwołała się zarówno prokuratura, która chciała m.in. orzeczenia wobec Arabskiego zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych, jak i obrona, która wnosiła o jego uniewinnienie. Ostatecznie w czerwcu tego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał karę wymierzoną Arabskiemu w pierwszej instancji. Jedyną zmianą była modyfikacja opisu zarzuconego mu czynu. Chodziło o poszerzenie go o wzmiankę dotyczącą działania na szkodę interesu publicznego i interesu prywatnego. "Wyłączone bezpieczniki" Sąd apelacyjny zgodził się z ustaleniami sądu pierwszej instancji, zgodnie z którymi Arabski i Monika B. dopuścili do lądowania samolotu na nieczynne lotnisko. Jednocześnie w uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składowi orzekającemu sędzia Anna Kalbarczyk wskazała, że w tej sprawie przepisy przewidywały wiele bezpieczników, jednak wszystkie one zostały wyłączone. - Pierwszym bezpiecznikiem była Kancelaria Prezydenta, która nie powinna wskazywać miejsca lądowania statku z prezydentem jako Smoleńsk, gdyż tam nie było lotniska czynnego. Drugim bezpiecznikiem była KPRM, czyli koordynator (T. Arabski - red.) i działająca z jego upoważnienia Monika B., którzy nie powinni zaakceptować takiego zapotrzebowania, bo nie było zgodne z obowiązującymi wówczas przepisami - wymieniała. - Trzecim bezpiecznikiem był BOR, który nie podjął czynności jemu należnych w tym zakresie (...). Czwartym bezpiecznikiem był 36. specpułk, który powinien nie zgodzić się na wykonanie lotu do Smoleńska - mówiła sędzia. Jak podkreśliła, nie sposób zgodzić się z prokuraturą, która jako kluczową oceniała rolę Arabskiego oraz Moniki B., bo kluczowa była każda z wymienionych instytucji. Oskarżycielami bliscy ofiar Proces został zainicjowany z oskarżenia prywatnego. Jego podstawą był art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do trzech lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo w sprawie organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska 7 i 10 kwietnia 2010 r. Oskarżycielami w tej sprawie zostali bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.