We wtorek Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie wysłuchał mów końcowych w rozpoczętym latem 2011 r. procesie por. Adama B. Prokurator płk Lech Hajdukiewicz zaznaczył, że oskarżony "jest dobrym oficerem i należy mu umożliwić pozostanie w służbie". Wniósł o karę ograniczenia wolności w postaci dodatkowego pozostawania w dyspozycji przełożonych po cztery godziny przez dwa dni w tygodniu poza zwykłymi obowiązkami służbowymi. "Kara wskaże, że nawet w najlepszej woli nie można podchodzić do tak odpowiedzialnych decyzji w sposób automatyczny" - dodał prokurator. Jak mówił, "ma głębokie przekonanie, że wyrok wskaże popełnione błędy" i wpłynie na uświadomienie osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo lotów, w tym kontrolerom, że nigdy "nie można sobie odpuścić". Stanowisko prokuratury poparł pełnomocnik części bliskich ofiar. O uniewinnienie wniosła obrona i sam oskarżony, który powiedział, że "całkowicie nie przyznaje się" do zarzucanego mu czynu. "Zarzut prokuratury sprowadza się do niedochowania właściwej uwagi. Mogłoby o tym rozstrzygnąć nagranie wideo, ale brak takiego nagrania uniemożliwia bezsporne ustalenia" - mówił broniący oskarżonego mec. Czesław Więckowicz. Dodał, że ówczesne przepisy były albo nieprecyzyjne, albo nie nakładały na oskarżonego obowiązków, które - zdaniem prokuratury - miał on naruszyć. W kwietniu 2011 r., po ponad trzyletnim śledztwie, Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu oskarżyła o umyślne niedopełnienie obowiązków por. Adama B., byłego kontrolera zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu, choć - co podkreśla prokuratura - nie przyczynił się on bezpośrednio do katastrofy. Grozi mu kara do 3 lat więzienia. Według prokuratury por. Adam B. "mając obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa samolotu CASA, poprzez kontrolowanie ruchu samolotu na ścieżce zniżania, przekazywania załodze samolotu informacji o pozycji statku w stosunku do ścieżki zniżania, nie egzekwował tych powinności". Według śledczych akceptował on "sytuację braku określenia odchyleń w wysokości pozycji samolotu i sytuację braku korekty tego stanu przez załogę", co stwarzało zagrożenie dla bezpiecznego lądowania przez załogę i stanowiło działanie na szkodę załogi i pasażerów. Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r., podchodząc do lądowania w 12. Bazie Lotniczej w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Maszyna rozwoziła uczestników konferencji bezpieczeństwa lotów wojskowego lotnictwa. Na pokładzie było czterech członków załogi i 16 wysokiej rangi oficerów Sił Powietrznych; wszyscy zginęli. Według prokuratury zachowanie Adama B. nie miało bezpośredniego wpływu na katastrofę. Po stronie załogi stwierdzono bowiem błędy w sztuce pilotażu, brak synchronizacji wysokościomierzy, nieobserwowanie przyrządów. Efektem było doprowadzenia do przechylenia i pochylenia samolotu, utraty siły nośnej i w efekcie katastrofy. Zdaniem śledczych piloci byli przekonani, że zniżają się w prawidłowy sposób na prawidłowej ścieżce i nie odczuli przechylenia samolotu. Z uwagi na śmierć sprawcy umorzono śledztwo wobec dowódcy CASY, kpt. Roberta K., który miał nieumyślnie spowodować katastrofę. Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które do niej doprowadziły. Każdy z najbliższych ofiar katastrofy - wdowy, rodzice i dzieci - otrzymał po 250 tys. zł. Ponadto części osób, jeśli o to wnioskowały, przyznano też renty. Łącznie MON miał wypłacić 19,5 mln zł rodzinom ofiar katastrofy. W marcu 2011 r. prokuratura rosyjska prowadząca śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej zwróciła się do Polski o przekazanie prawomocnego orzeczenia kończącego postępowanie karne w sprawie katastrofy CASY. W 2013 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa podała, że tego wniosku strony rosyjskiej o pomoc prawną z Polski nie zrealizowano, bo proces wciąż trwa przed sądem I instancji.