Noc z 13 na 14 stycznia 1993 roku. 25 minut przed północną prom "Jan Heweliusz" wypływa ze Świnoujścia i udaje się w kierunku szwedzkiego Ystad. Na pokładzie znajduje się 64 pasażerów i członków załogi. Statek przewozi 28 tirów i 10 wagonów kolejowych. Około godziny 3:30 prom płynie wzdłuż wybrzeży Rugii. Wtedy na morzu nasila się sztorm. Pół godziny później jednostka mija północno-zachodni cypel wyspy. Warunki stają się dramatyczne. Tej nocy na bliźniaczej jednostce "Heweliusza" - "Koperniku", na przyrządzie do pomiaru siły wiatru skończyła się skala. Próba ratowania jednostki Załoga "Heweliusza" uruchomiła system kompensacji, który służy do wyrównywania obciążenia ładunkiem na pokładzie. To ryzykowne, bo system nie jest w stanie z wyprzedzeniem reagować na nagłe zmiany przechyłu jednostki. Przez chwilę napór wiatru jest mniejszy. Statek zmienia kurs. Wówczas wiatr działa nie na zabalastowaną systemem kompensacji burtę, a na przeciwległą. Jednocześnie prom traci sterowność. Płynie za wolno, by ster rufowy działał prawidłowo. Załoga próbuje poprawić sytuację sterem strumieniowym na dziobie, ale ten - napędzany silnikiem elektrycznym - przegrzał się i krytycznym momencie na chwilę wyłączył. Około godziny 4:00 huragan ponownie uderza w "Heweliusza". Statek zaczyna się przechylać. Siła obciążenia zrywa mocowania na pokładzie. Ciężarówki zaczynają się przemieszczać, ładunki rozsypują się. Zatonięcie "Heweliusza" O 4:30 kapitan nakazuje opuszczenie jednostki. Nadano sygnał SOS. W akcji ratunkowej biorą udział jednostki z Polski, Niemiec, Szwecji i Danii. Członkowie załogi muszą błyskawicznie opuścić prom, niektórzy do tratw schodzą w piżamach. Woda ma 2 stopnie Celsjusza. Ze względu na przechylenie nie można opuścić łodzi ewakuacyjnych. O 5:12 statek przewraca się do góry dnem, przez co później ratownikom nie udało się dostać do wnętrza. W środku wciąż znajduje się powietrze, więc jednostka dryfuje tak przez kilka godzin. Prom tonie około godziny 11:00. Kapitan Andrzej Ułasiewicz, pierwszy oficer Roger Janicki i trzeci oficer Janusz Lewandowski do końca pozostali na mostku kapitańskim. Razem z nimi zginęły 52 osoby, w tym wszyscy pasażerowie. Udało się uratować dziewięciu członków załogi. Wrak spoczywa na głębokości 27 metrów.