Zatrzymane we wtorek osoby to: Arkadiusz J. - były prezes firmy "Przemysłobud", która była generalnym wykonawcą hali; rzeczoznawca budowlany Grzegorz S., odpowiedzialny za naprawę dachu hali MTK w 2002 roku i pracownik pionu technicznego Targów Piotr I., który odpowiada za to, że w dniu katastrofy drzwi ewakuacyjne hali były zamknięte. Jak powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach Tomasz Tadla, najpoważniejszy zarzut - sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy ciąży na Arkadiuszu J., byłemu prezesie firmy "Przemysłobud", która była generalnym wykonawcą hali - jej dach po raz pierwszy ugiął się jeszcze w czasie budowy pawilonu, w 2000 roku. Zdaniem prokuratury, miał on "bardzo poważne sygnały", że projekt wykonawczy hali ma wiele wad technicznych, które mogą prowadzić do katastrofy. Informacje na ten temat mieli mu przekazywać kierownik budowy, koordynator prac budowlanych i jeden z projektantów hali, Jacek J. - dziś podejrzany w śledztwie. Mężczyzna mimo tych sygnałów kontynuował realizację inwestycji, nie zweryfikował projektu wykonawczego, przez co nieumyślnie sprowadził tragiczne zdarzenie - mówi Tadla. Arkadiuszowi J. grozi do ośmiu lat więzienia. Trzy lata pozbawienia wolności mogą grozić rzeczoznawcy budowlanemu Grzegorzowi S., który w 2002 r. miał zbadać przyczyny odkształceń dachu. Grzegorz S. ograniczył się do jednego elementu, nie ustalił rzeczywistej przyczyny awarii i wykonał taki projekt naprawy konstrukcji nośnej, którego realizacja nie zapewniała bezpieczeństwa - uważa prokuratura. Temu mężczyźnie śledczy zarzucają nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa zawalenia się dachu. Tadla zaznaczył, że Grzegorzowie S. nie sposób przypisać odpowiedzialności za skutek w postaci śmierci i obrażeń, jakie odniosły ofiary katastrofy. Także trzy lata pozbawienia wolności grożą koordynatorowi w dziale technicznym MTK Piotrowi I., który był odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa przeciwpożarowego, w tym także za zapewnienie dróg ewakuacyjnych. W dniu katastrofy drzwi ewakuacyjne hali MTK były zamknięte. Temu podejrzanemu prokuratura zarzuca narażenie uczestników imprezy targowej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Tadla zaznaczył, że nie ma ustaleń, które świadczyłyby, że jakakolwiek osoba zginęła lub została ranna dlatego, że nie mogła wydostać się przez zamknięte drzwi ewakuacyjne. Dlatego także Piotr I. nie może być obarczany winą za tragiczny skutek swoich zaniedbań. Podejrzani są przesłuchiwani w prokuraturze. Nie wiadomo jeszcze czy i jakie środki zapobiegawcze będą wobec nich stosowane. Prokuratorzy chcą najpierw wysłuchać ich argumentacji. Tadla powtórzył, że prokuratura zamierza zamknąć śledztwo w ciągu kilku miesięcy. Ciągle trwa ustalanie pozostałych pokrzywdzonych, ci - chodzi o tych, którzy wyszli z hali bez uszczerbku na zdrowiu. Poszukuje się ich nie tylko w Polsce. Rzecznik śląskiej policji podinsp. Andrzej Gąska poinformował we wtorek, że funkcjonariusze ustalili do tej pory ponad 700 poszkodowanych. W przesłuchania świadków zaangażowani są funkcjonariusze policji z różnych rejonów Polski Hala zawaliła się 28 stycznia podczas wystawy gołębi pocztowych. Zginęło wówczas 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Po katastrofie aresztowano trzech szefów MTK oraz dwóch projektantów hali. Trzeci podejrzany projektant - któremu także przedstawiono zarzuty - ze względu na stan zdrowia nie został aresztowany. Według prokuratury, ich zaniedbania przyczyniły się do tragedii.