Generałowa powiedziała, że pomoc MON-u dla rodzin ofiar katastrofy samolotu to fikcja. Dzwoniono do nich, gdy były potrzebne do spotkań czy odsłonięcia pomnika. Potem o nich zapomniano. - Wszystko musiałyśmy załatwiać same - zaznaczyła wdowa. - Bardzo mnie zaskoczył - tak Andrzejewska odniosła się do rozmowy z generałem Andrzejem Błasikiem, dowódcą wojsk powietrznych, który miał nakłaniać ją i jej córkę, by nie ujawniały tego, jak wojsko traktuje rodziny żołnierzy, którzy zginęli przed rokiem w Mirosławcu. - To jest dla mnie wyjątkowa sprawa, skoro pan generał mówi o tym, że jest przyjacielem mojego męża - zaznaczyła. We wtorek w tej sprawie wypowiedziała się Klaudyna Andrzejewska, córka generała. - Kto i czego tak bardzo się boi, że jest w stanie posunąć się do tak okrutnych rzeczy, jak straszenie pana Smyczyńskiego, czy próby nacisków na mnie i moją mamę, by nie udzielać się w mediach. Przecież minister Klich obiecał, że nie będzie żadnego zamiatania pod dywan - zapytała. Informacje o telefonie trafiły już do prokuratury wojskowej w Poznaniu. Zeznania są analizowane przez prokuratorów. Rzecznik prokuratury, pułkownik Zbigniew Rzepa nie wyklucza, że te zeznania, wraz z wcześniejszymi o informacjami zastraszaniu, mogą być tematem osobnego śledztwa. Samolot CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. w Mirosławcu. Samolot wykonywał lot na trasie Okęcie-Powidz-Krzesiny-Mirosławiec-Świdwin-Kraków, rozwoził uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. Rozbity samolot był jedną z dwóch najnowszych takich maszyn eksploatowanych w naszych siłach powietrznych. Z ustaleń komisji wynika, że samolot był sprawny technicznie. Po tragedii stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które doprowadziły do katastrofy.