W wyniku katastrofy zniszczone zostały też kopalniana stacja wentylatorów i rozdzielnia prądu. Nikomu nic się nie stało. Po katastrofie na powierzchnię ewakuowano nie tylko górników ze "Szczygłowic", ale też ponad 90 pracowników z połączonej z nią kopalni "Knurów". Ten drugi zakład korzystał z tego samego szybu wentylacyjnego. Rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Edyta Tomaszewska powiedziała, że w miejscu szybu powstało zapadlisko o promieniu 30 m. W pobliżu szybu, w zagrożonym rejonie, są też nastawnia kolejowa i lokalna linia kolejowa. Jak podkreślają przedstawiciele WUG, uszkodzenie wentylacji powoduje wzrost zagrożenia metanowego w obu kopalniach. - Dlatego na razie nie ma zgody na wydobycie w "Szczygłowicach". Jest szansa, że zostanie tam ponownie uruchomiona jedna z trzech ścian wydobywczych, ale nie wiadomo kiedy to może nastąpić - powiedziała Tomaszewska. - Z wydobycia została też wyłączona znacząca część kopalni "Knurów" - dodała rzeczniczka. Zdaniem rzecznika Kompanii Węglowej Zbigniewa Madeja, po katastrofie wydobycie zostało w obu kopalniach zredukowane o połowę. Obecnie trwają prace nad zmianą systemu przewietrzania wyrobisk. - Ten szyb jest stracony, jego odbudowa nie jest możliwa. Na szczęście nie jest jedynym szybem wentylacyjnym - zaznaczył Madej. Według Tomaszewskiej, przekierowanie wentylacji na inne szyby wiąże się z koniecznością wybudowania kilkunastu tam. Madej zaznaczył, że kierownictwo kopalni i Kompanii Węglowej doskonale wiedziało o uszkodzeniach konstrukcji szybu. Od pewnego czasu pod nadzorem naukowców z Politechniki Śląskiej prowadzono prace zabezpieczające. - Niestety nie przyniosły one spodziewanego efektu - powiedział Madej. Przyczyny katastrofy ustali inspektor nadzoru budowlanego oraz WUG. Prezes Urzędu ma jeszcze dzisiaj powołać specjalną komisję.