Magdalena Pernet, Interia: Marszałek Tomasz Grodzki zapowiedział, że Senat niezwłocznie zajmie się ustawą o dodatku energetycznym. Spodziewa się pan wielu propozycji poprawek do tego projektu czy raczej ustawa przejdzie przez Senat dość szybko? Stanisław Karczewski, senator Prawa i Sprawiedliwości: - Przejdzie dosyć szybko. Taką mam nadzieję, a nawet pewność po zapowiedziach marszałka Grodzkiego, zwłaszcza w sytuacji, gdy zwołane zostało dodatkowe posiedzenie Sejmu na drugiego września, a siódmego odbędzie się planowane posiedzenie Senatu. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w bardzo szybkim tempie zająć się ustawami, które będą procedowane w Sejmie. My - mam na myśli senatorów Prawa i Sprawiedliwości - będziemy na to nalegali. Myślę, że rozsądek zwycięży również u marszałka Grodzkiego oraz większości senackiej. A czy będzie dużo poprawek? Nie wiem. Gdybym miał odpowiedzieć na podstawie dotychczasowych doświadczeń, to mógłbym spodziewać się wielu, które mogą być daleko idące, populistyczne i nierealne. Zobaczymy. Trzeba pamiętać, że były też ustawy, które zostały przegłosowywane szybko, jak chociażby ustawa o obronie Ojczyzny, do której nie wprowadzono żadnych poprawek. Mam nadzieję, że i tym razem tak się wydarzy. - Żałuję, że nie jest praktykowane to, co robiliśmy w poprzedniej kadencji, że w sytuacjach takich jak ta, kryzysowych, napiętych, w obliczu ważnych ustaw, senatorowie i senaccy prawnicy brali aktywny udział w posiedzeniach komisji sejmowych. Szkoda, że nie ma dobrej współpracy między Sejmem i Senatem, ale wynika to z faktu, że Senat pozostaje w totalnej opozycji do rządzącej większości. Pan zwraca uwagę na niekorzystne warunki pracy w Senacie. Przedstawiciele partii opozycyjnych wyrażają się w takim samym tonie o Sejmie. Tam, gdzie jedna strona ma przewagę, tam druga ma pewne zastrzeżenia do zasad funkcjonowania danej izby parlamentu. - Mam nie tylko pewne, ale poważne zastrzeżenia. Nigdy Senat nie funkcjonował tak, jak w tej kadencji. Nigdy nie było tak złej komunikacji między izbami. Pracę w Senacie uważam za trudną, dlatego że Senat, jako przyczółek opozycji, jest wykorzystywany do walki politycznej w sposób bezwzględny. Senat miał wcześniej zupełnie inny charakter, było pole do dyskusji i dialogu. Teraz Senat to powtarzanie tego, co demonstruje Donald Tusk. Krytyka, krytyka i jeszcze raz krytyka i to bardzo ostra, nie przystająca do charakteru Izby Wyższej. Politycy Platformy Obywatelskiej i senackiej większości są niezwykle agresywni. Obserwuję to, co się dzieje i nie podejmuję dyskusji, bo język, agresja, nienawiść, powtarzanie nieprawdziwych informacji uniemożliwiają normalną pracę. Mnie, jako człowiekowi, który poszedł do polityki z myślą o szukaniu porozumienia i dochodzenia do wspólnych celów, to się nie podoba. Nie akceptuję tego. W kolejnych wyborach partie opozycyjne również, co niemal już pewne, wystartują do Senatu wspólnie, stworzą Drugi Pakt Senacki. Marszałek Grodzki mówił, że ten pakt w nadchodzących wyborach może dać aktualnej większości senackiej nawet 63-64 mandaty. To spora przewaga. - Ta wypowiedź świadczy o zupełnej niedojrzałości politycznej, bo mandaty liczy się po wyborach, a nie przed nimi. To polityczny infantylizm. Abecadło polityczne to kolejno: program, promocja programu, czyli kampania wyborcza, wybory i podliczenie mandatów. Platforma Obywatelska nie mając programu, skupia się na totalnej krytyce. Moja formacja polityczna oczywiście będzie robiła wszystko, żeby w następnej kadencji mieć większość zarówno w Sejmie jak i Senacie. Podział naszych struktur partyjnych nie na 41 okręgów, a na liczbę zbliżoną do liczby okręgów senackich i terytorialnie pokrywającą się z nimi, świadczy o tym, że niezwykle poważnie podchodzimy nie tylko do wyborów sejmowych, ale także senackich. Trzeba zwrócić uwagę na to, że konsolidacja opozycji w przeszłości nie przyniosła oczekiwanych przez nich efektów. W wyborach do Parlamentu Europejskiego to PiS odniósł sukces, a PO w połączeniu z PSL i Lewicą osiągnęła słaby wynik. Wystarczy przypomnieć historyczny, rekordowy wynik ponad pół miliona głosów oddanych na panią premier Beatę Szydło. Natomiast w 2019 r. to my zdobyliśmy w Senacie 48 mandatów, a Koalicja Obywatelska tylko 43. Może się też zdarzyć tak, że ktoś wystartuje z waszych list, ale przejdzie "na drugą stronę mocy". Tak stało się w przypadku senatora Jana Marii Jackowskiego. Nie boi się pan, że podobne decyzje podejmą inni senatorowie? - Postawę senatora Jana Marii Jackowskiego oceniam bardzo krytycznie. Usunęliśmy go z Klubu niedawno, ale jego mentalne odejście od naszej formacji nastąpiło dużo wcześniej - gdy została podjęta decyzja o obniżce wynagrodzeń dla parlamentarzystów. Od tamtej pory w wielu aspektach wypowiadał się o Prawie i Sprawiedliwości krytycznie. Dołączył w sposób bezkrytyczny do totalnej opozycji i w złośliwy sposób atakuje poczynania Prawa i Sprawiedliwości. Mnie, jako jego byłego kolegę z Senatu boli takie odejście, ale nie obawiam się kolejnych. Do lojalności pozostałych senatorów jestem przekonany. Z tej grupy duża część, prawie wszyscy, będą startować w przyszłych wyborach, a na pewno będą mieli pierwszeństwo podczas tworzenia list. Mamy jeszcze sporo czasu na ustalenie kandydatów, ale już prowadzimy pierwsze rozmowy. A czy możemy spodziewać się jakichkolwiek nowych nazwisk? - Możemy. Mamy bardzo ciekawe propozycje. Część osób już wyraziła zgodę, pracujemy nad tym i dotychczasowe rozmowy są obiecujące. Na pewno nie robimy tego, co marszałek Grodzki, czyli nie liczymy mandatów, ale mam nadzieję, że tych mandatów będzie co najmniej 51. Jakie nowe nazwiska się pojawiają? - Na razie na pewno nie możemy tego ujawnić. Jeżeli chodzi o całe wybory parlamentarne, to czy na listach PiS-u pojawi się Solidarna Polska, czy to już czas, by się rozstać? - Dwa razy wspólnie wygraliśmy wybory do Sejmu, raz do Senatu i myślę, że dalej będziemy wygrywać. Z politykami SP dogadujemy się. Jestem przekonany, że będziemy startować wspólnie. Różnice zdań zdarzają się, nawet w małżeństwie, ale najważniejsze jest to, by dojść do konsensusu i pracować dla dobra Polski. To samo dotyczy współpracy z Partią Republikańską. Nie wszyscy politycy SP wyrażają się o politykach PiS-u w takim samym tonie. Poseł Janusz Kowalski publicznie skrytykował ministra Waldemara Budę. Ocenił, że minister nie powinien już wypowiadać się na temat KPO. To podważa zjednoczenie i współpracę. - Pan poseł Kowalski jest aktywnym politykiem, często zabiera głos, ale myślę, że dobrze byłoby, gdyby czasami powstrzymał się od swoich wypowiedzi. Kolejna kwestia to Krajowy Plan Odbudowy. Gdyby nie to, że w rządzie zasiadają politycy SP, to możliwe, że te pieniądze byłyby już w Polsce. - W kwestii pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy nie chodzi o Zjednoczoną Prawicę, ale o tych, którzy opóźniają przekazanie Polsce absolutnie należnych środków, czyli o Komisję Europejską. Komisji zależy przede wszystkim na tym, o czym mówiła przewodnicząca pani Ursula von der Leyen, czyli przypomnę: mówiła, że przyszłym premierem powinien być Donald Tusk. Wielu urzędnikom europejskim przeszkadza rządząca Polską partia konserwatywna, dla której ważny jest interes narodowy. Chcą zmiany władzy i widać to coraz wyraźniej. My już i tak rozpoczęliśmy wiele inwestycji, które powinny być finansowane w ramach KPO. Są prefinansowane z budżetu państwa, bo musimy to robić, to jest w interesie Polski i Polaków. W ostatniej transzy rządowego Programu Inwestycji Strategicznych popłynęło do samorządów blisko 30 mld złotych i te inwestycje już trwają. Mam nadzieję, że nasza stanowcza postawa spowoduje, że środki prędzej czy później zostaną Polsce przekazane. Jest pan nie tylko senatorem, ale też lekarzem, jak wygląda teraz polski system ochrony zdrowia? Czy można powiedzieć, że "odetchnął" po pandemii? - Myślę, że już nabraliśmy oddechu i pracujemy pełną parą. Zakażenia koronawirusem są wciąż wykrywane, ale przebieg choroby jest zdecydowanie łagodniejszy. Mamy już w tej kwestii rozeznanie i doświadczenie, to pozwala nam na lepszą pracę z chorymi. Polska służba zdrowia na pewno nie jest w najlepszej kondycji, ale w ostatnich latach bardzo dużo się zmieniło. O zmianach mógłbym mówić wiele, ale są trzy elementy, które zasługują na szczególną uwagę. Po pierwsze, olbrzymie zwiększenie nakładów na służbę zdrowia. Po drugie, informatyzacja: e-recepty, e-zwolnienia, e-gabinet to rewolucyjne narzędzia, które znacząco usprawniły pracę pracowników służby zdrowia i ułatwiły pacjentom dostęp do świadczeń. Trzecim elementem jest zwiększenie liczby studentów na kierunkach lekarskich. To ważne, choć realne efekty odczujemy dopiero za jakiś czas. W tym roku szeregi personelu medycznego powiększyły się o grupę ponad 2 tysięcy lekarzy zza naszych wschodnich granic, w tym wielu obywateli Ukrainy. To poprawia sytuację. Do ideału jeszcze daleko, ale polska służba zdrowia złapała oddech po ciężkiej pracy w pandemii. To była naprawdę ciężka, wyczerpująca praca i przy każdej okazji bardzo za nią dziękuję całemu personelowi medycznemu. To był niewyobrażalny wysiłek. Obywatele też dziękują? - Obywatele klaskali, ale szybko zapomnieli. Nie mówię tego z żalem, ale to są fakty. Politycy PO też klaskali, a teraz krytykują wszystko, co dzieje się w służbie zdrowia. A ta często jest wykorzystywana przez PO do gry politycznej, a warto odnieść się do ich planów: komercjalizacja, ekonomizacja służby zdrowia i, o czym mówił Tomasz Grodzki, likwidacja siedmiuset szpitali. Klaskał też były minister Łukasz Szumowski, a spory między resortem zdrowia i personelem medycznym wciąż wracają. Od dokładnie dwóch lat ministrem zdrowia jest już Adam Niedzielski. Podwyżki dla personelu medycznego się pojawiły, ale ze względu na sposób ich wyliczania, który według niektórych pielęgniarek jest niesprawiedliwy, w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w ubiegłym tygodniu doszło do trzydniowej przerwy w wykonywaniu planowych zabiegów operacyjnych. - Ja też klaskałem i dalej klaszczę. Gdy nie ma podwyżek, to jest źle i słychać krytykę. Gdy są podwyżki - a mówimy o dużym wysiłku państwa, bo o siedmiu miliardach złotych przeznaczonych na ten cel - to pojawia się kolejny problem: w jaki sposób podzielić te pieniądze. Zdarzają się konflikty, ale mam nadzieję, że we wszystkich ośrodkach dojdzie do porozumienia między pracownikami a pracodawcami i problemy zostaną rozwiązane. Nie obawia się pan, że skoro w ŚCO odbył się protest, to może się to rozlać na cały kraj, na inne szpitale? - To byłoby kuriozum, gdyby szpitale zaczęły protestować z powodu podwyżek. Te pieniądze muszą być dobrze podzielone, a za to odpowiadają kierownicy jednostek. To już nie jest zadanie ministerstwa, ale poszczególnych placówek. Rząd nie może ustalić kwoty podwyżki z każdą osobą indywidualnie, nie może sam podejmować decyzji na każdym poziomie. A w sprawie katastrofy ekologicznej na Odrze podjęte zostały wszelkie możliwe decyzje i działania? Nie można było zrobić czegoś wcześniej, więcej? Czy to zostanie rozliczone? - To nie jest tylko kwestia rozliczenia, ale dokładnej analizy, a przede wszystkim wyciągnięcia wniosków. Pierwsze zostały wyciągnięte, doszło do błyskawicznych decyzji pana premiera Mateusza Morawieckiego dotyczącej dymisji prezesa Wód Polskich oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Służby odpowiedzialne za infrastrukturę wodną podjęły szereg działań, dokonano wielu badań i analiz, cały czas trwa poszukiwanie źródła problemu. Teraz najważniejsze jest jak najszybsze przeciwdziałanie skutkom sytuacji oraz przywrócenie Odrze jej właściwego stanu. Niestety wiemy, że odtworzenie populacyjne gatunków może potrwać długo. Obserwuję pracę pani minister Anny Moskwy. Jej decyzje i koordynację działań oceniam bardzo dobrze. Zwiększenie środków na monitoring środowiskowy oraz jego cyfryzacja to dobre decyzje. - Atak opozycji, obarczanie rządu winą za zatrucie Odry, podejrzenie o zatajanie informacji, są kuriozalne. Każda okazja wykorzystywana jest przez krzykliwą opozycję do atakowania PiS i rządzących. Równie absurdalne było powielanie niesprawdzonych, a jak się okazało, nieprawdziwych informacji o rtęci, a robili to czołowi, wydawałoby się doświadczeni, politycy opozycji, w tym Donald Tusk. Czasem warto policzyć do dziesięciu, zanim niepotrzebnie się wypowie.