W pierwszym oświadczeniu blogerka kategorycznie odżegnuje się od swojego związku z drastycznymi zdjęciami ofiar. Poniżej fragment jego treści: "Szanowni polscy dziennikarze, w ciągu ostatnich dni otrzymuję od was listy z naleganiami bym opowiedziała o zdjęciach ofiar smoleńskiej katastrofy, z prośbą by je sprzedać itd. Zaręczam, że nie mam nic wspólnego ze zdjęciami smoleńskiej katastrofy. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły i kto je wrzucił do internetu. Katastrofa polskiego rządu mnie nie interesuje, nie interesują mnie zdjęcia z miejsca katastrofy, mnie w ogóle ten temat nie niepokoi. To nie mój "konik" i nie mój temat. Tak więc nie mogę udzielić żadnego komentarza dotyczącego tych zdjęć. To pytania nie do mnie, a do tego, kto pisał komentarze pod zdjęciami. Przecież to jasne, że fotografowali profesjonaliści, że miejsce katastrofy było otoczone wiele kilometrów od miejsca upadku samolotu. W jaki sposób mogę skomentować tę sprawę - nie rozumiem. Czy ktoś zdecydował mnie wplątać w sprawę tych zdjęć - to nie mój problem, dlatego, że i tak nie można wyjaśnić, skąd wyrastają nogi". "Interesują mnie moje sprawy, a nie Polska i jej rząd" Dalej Karacuba pisze, że interesują ją jej własna tragedia - uważa ona, że jej były mąż kryminalista miał przy pomocy milicji na Krymie przejąć jej dom i inne nieruchomości. Kobieta nie ukrywa także, że teraz jej strony w internecie czytają tysiące osób. "Właśnie te sprawy mnie interesują , a nie Polska i jej rząd, który zginął. Zaproponowano mi przyłączyć moje artykuły do materiału o katastrofie pod Smoleńskiem, aby w końcu ktoś zwrócił uwagę na kryminalne bezprawie na Krymie". W swoim drugim oświadczeniu Karacuba pisze, że wyciek zdjęć ofiar i ich publikacja w internecie wywołuje tylko zamieszanie w Polsce, ale jako dziennikarka może przedstawić swoją analizę sytuacji dotyczącej publikacji zdjęć. W sześciu punktach wymienia ważne, jej zdaniem, fakty dotyczące katastrofy i śledztwa po niej: "Po pierwsze, należy rozumieć , kto w pierwszej kolejności jest zainteresowany w rozpowszechnianiu tych zdjęć. Oczywiście, że nie Rosja. To niezbędne samej Polsce, by ujawnić i obnażyć ślady przestępstwa. Co oznacza, że wielu Polaków nie zgadza się z działaniami polskich komitetów śledczych dotyczących wyjaśnienia przestępstwa. Po drugie, dlaczego polski rząd tak oburzyła publikacja zdjęć? Dlaczego nie jest tak oburzony istotą problemu, a dokładnie imitacją katastrofy, w rzeczywistości zaplanowanym zabójstwem polskiego rządu, jeśli wierzyć komentarzom i zdjęciom. Dlaczego przedstawiciele Polski domagają się, aby rosyjskie służby odnalazły autora zdjęć? Odpowiedź jest oczywista - polskie służby nie są w stanie same odnaleźć autora zdjęć i chcą zrobić to rękami Rosjan. Rozumieją, że autora należy szukać przede wszystkim wśród polskich przedstawicieli - ale zrobić tego sami nie są w stanie, nie wystarcza możliwości. Dlatego polskie media rozkręcają zamieszanie wokół blogerów, którzy zamieścili zdjęcia w internecie. Po trzecie, zamieszanie wokół zdjęć katastrofy jest niewygodne dla oficjalnych przedstawicieli Polski, ponieważ opublikowane zdjęcia powinny doprowadzić do dokładnego śledztwa i ekshumacji ciał poległych. Oni, mówiąc o moralności, żądają zablokowania zdjęć. Czyżby można było zablokować przestępstwo pod pretekstem moralności? Potworne! Wydaje się, że właśnie polski rząd powinien być zainteresowany prawdą o katastrofie. Tam, gdzie nie można wykorzystać prawa, stawia się akcenty na moralność. Czy moralnie jest ukrywać koszmarne przestępstwo? Wydaje się, że wnioski blogera Antona Sizycha trafiły w dziesiątkę. Po czwarte, zdjęcia zostały opublikowane przez kogoś, nawiasem mówiąc, kiedy rozpoczęto nowe śledztwo dotyczące katastrofy i kiedy niektóre polskie służby i osoby domagały się ekshumacji. Jednak ekshumacja przeciąga się. To był dobry powód, by pokazać szokujące fotografie w internecie i tym samym nie dopuścić do decyzji o zakazie ekshumacji. Rezygnacja z ekshumacji to automatyczne przyznanie, że była to imitacja katastrofy. Nacisk strony polskiej na rosyjskie służby specjalne tylko potwierdza obecność strachu przed wyjaśnieniem tego przestępstwa. Wydawało się, że / polska strona/ powinna wykorzystać publikację zdjęć i żądać od strony rosyjskiej powtórnego, dokładnego śledztwa. Co robią polscy przedstawiciele? Zamiast śledztwa żądają wykasowania z internetu zdjęć". Następnie Karacuba chwali działalność blogera Antona Sizycha, a później pisze: "Polskie władze rozdęły międzynarodowy skandal, przyciągnęli uwagę wszystkich krajów świata. Jednak - co jasne - Polska to nie ten kraj, z powodu którego USA będą blokować te zdjęcia w internecie. W ten sposób również pozycja polskiego rządu została umniejszona. Polskie służby specjalne pokazały swą niekompetentność i brak profesjonalizmu, pozwalając całemu rządowi, w pełnym zestawie wsiąść do jednego samolotu, w tym rzecz".