Pacyfikacja Wujka była największą tragedią stanu wojennego. W piątkowym wyroku sąd wymierzył S. karę 3 i pół roku więzienia. Złagodził ją o połowę na mocy amnestii. Uzasadnienie wyroku Sędzia Maciej Dutkowski podkreślił w uzasadnieniu, że działania milicji w Wujku były akcją zaczepną - nie było podstaw do podjęcia interwencji, w szczególności do użycia broni palnej. Użyto jej żeby zabić - były to strzały mierzone, w newralgiczne części ciała; strzelano nawet do górników, którzy próbowali udzielić pomocy kolegom - wskazał. Osobny proces Romana S. Większość członków uczestniczącego w tej akcji plutonu specjalnego ZOMO została już wcześniej prawomocnie osądzona. Roman S. miał osobny proces, ponieważ przez lata był ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania. Został zatrzymany 17 maja w Chorwacji. Władze tego kraju wydały go polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Jego proces - w którym zeznawali m.in. niektórzy pokrzywdzeni i dwaj inni członkowie plutonu specjalnego - rozpoczął się we wrześniu. Prokurator IPN domagał się dla S. 10 lat więzienia. Obrona chciała uniewinnienia, sam oskarżony w ostatnim słowie powiedział, że nigdy w życiu nie wystrzelił żadnego pocisku w stronę człowieka ani nie strzelił w powietrze. Zadeklarował, że łączy się w bólu z rodzinami ofiar tej tragedii. 62-letni dziś Roman S. podczas pacyfikacji kopalni miał 24 lata. Roman S. został oskarżony o to, że "16 grudnia 1981 r. w Katowicach, będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego, (...) członkiem plutonu specjalnego Pułku Manewrowego KW MO w Katowicach, działając wspólnie z innymi członkami tego plutonu, dopuścił się zbrodni komunistycznej stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości, polegającej na stosowaniu represji i naruszaniu praw człowieka". Chodzi o udział oskarżonego "w pobiciu strajkujących górników kopalni Wujek". Roman S. - jak czytamy w akcie oskarżenia - "użył niebezpiecznego narzędzia w postaci broni palnej, oddając strzały w kierunku wyżej wymienionej grupy osób, narażając je na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia". Opóźniali ogłoszenie wyroku Ogłoszenie wyroku uniemożliwiała grupa kilkudziesięciu działaczy pod przewodnictwem Adama Słomki z Konfederacji Polski Niepodległej. Sprawę, która miała rozpocząć się o godz. 11, wywołano z blisko półgodzinnym opóźnieniem. Kiedy sąd otworzył salę rozpraw, część publiczności, która weszła do środka, wzniosła transparenty z plakatami przypominającymi stan wojenny i napisami wzywającymi do rozliczenia "sędziów-zbrodniarzy", niektórzy stanęli na ławkach. Kiedy przewodniczący składu orzekającego zakazał manifestacji, odmówili. Na salę została wezwana policja, by wyprowadzić manifestujących. Demonstranci odmawiali opuszczenia sali, krzycząc m.in. "Dość bezprawia", "Precz z komuną" i śpiewając "Rotę". Słychać było odgłosy wniesionych na salę trąbek. Sędzia, protokolantka, obrońcy oraz dziennikarze opuścili salę. "Winę za to ponosi sąd" Zachowanie Adama Słonki z Konfederacji Polski Niepodległej i jego zwolenników krytycznie ocenili uczestnicy strajku w kopalni Wujek z grudnia 1981 r. Ich zdaniem, odpowiedzialność za to, co się stało, ponosi też sąd, wyznaczając publikację wyroku na rocznice wprowadzenia stanu wojennego. "Bardzo źle, że tak się stało, właśnie w dniu dzisiejszym" - powiedział przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" w Katowicach Krzysztof Pluszczyk. "Winę za to ponosi sąd, który powinien to przewidzieć, ogłaszając wyrok 13 grudnia - jaki by on nie był" - ocenił. Pluszczyk przypomniał, że on sam demonstrował niezadowolenie z orzeczeń sądowych ws. Wujka, ale robił to już po ogłoszeniu wyroku. "Przyszliśmy tu przecież wszyscy, by usłyszeć wyrok" - dodał. Podobnego zdania jest legendarny przywódca strajku w Wujku Stanisław Płatek, który termin ogłoszenia wyroku określił jako "chichot, wręcz rechot historii". "Takich rzeczy się nie robi. Wiem, że były pewne terminy, ale sąd powinien to zrobić kiedy indziej" - wskazał. Pytany o zachowanie na sali sądowej powiedział: "Różne stacje telewizyjne, błysk fleszy. Można mieć swoje pięć minut, można zaistnieć na antenie, jak się nie potrafi nic innego zrobić".