Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Kara śmierci to nie zabawa

Kiedyś myślałem: zabiłeś, to logiczne, że potem zabiją ciebie. Dzisiaj myślę zupełnie inaczej - mówi dr Janusz Z, który uczestniczył w trzech egzekucjach.

/AFP

W. Paźniewski: Panie doktorze, jako medyk zastępujący lekarza więziennego brał pan udział w 3 egzekucjach. Kiedy to było i gdzie?

Janusz Z.: Pierwszy raz było to w roku 1975. Lekarz więzienny zachorował, a ponieważ miałem godziny przyjęć w przychodni zakładu karnego, poproszono mnie abym go zastąpił. Lekarz medycyny podczas egzekucji nie ma wiele do roboty. Jego zadaniem jest stwierdzenie zgonu skazanego i wystawienie odpowiedniego dokumentu. Pozostałe dwie egzekucje, przy których byłem obecny, odbyły się w latach osiemdziesiątych. Pyta pan o miejsce. Tego nie mogę ujawnić, ponieważ nadal obowiązuje mnie zasada poufności. Powiem tylko, że było to w dużym mieście wojewódzkim na południu kraju. Asystowałem przy 3 egzekucjach.

Kiedy pan dowiedział się o swoim uczestnictwie w czynnościach pozbawienia człowieka życia w majestacie prawa?

Za każdym razem w przeddzień. Informatorem był naczelnik więzienia. O tym, że w danym dniu będzie w więzieniu wykonana kara śmierci poza naczelnikiem i mną wiedziało jeszcze parę osób. Wszystkich obowiązywała ścisła tajemnica.

W tym wypadku chodziło, aby o terminie egzekucji nie dowiedział się skazaniec?

Więźniowie oczekujący w celi śmierci nie mają pewności, co do dnia i godziny. Ale się domyślają. Czują nerwami, że już. Aby uśpić ich czujność w okresie poprzedzającym wykonanie wyroku, bardzo często, pod byle pretekstem wyprowadza się ich z celi, a to na badania lekarskie lub do naczelnika. Kiedy więc przychodzą po więźnia danego dnia, nie ma on do końca pewności, że idzie na śmierć. Domyśla się, kiedy skuwają mu ręce i dołącza wzmocniona eskorta strażników. Zwykle jest to 4, a nawet 5 ludzi.

Jak zachowuje się człowiek, na którym za kilkanaście minut ma zostać wykonana kara śmierci?

Bardzo różnie. Jedni zachowują się, jakby to do nich nie dotarło. Są otępiali. Inni wpadają w histerię. Stawiają opór. Trzeba ich wlec pod szubienicę. Tak było za pierwszym razem, gdy uczestniczyłem jako lekarz w egzekucji.

Czy może Pan opisać pomieszczenie, gdzie się to wszystko odbywało?

To były dwie niewielkie izby w piwnicy. Wyróżniały się tym, że drzwi prowadzące do nich obite były blachą. Pierwsze pomieszczenie to było coś w rodzaju poczekalni. Stało tam krzesło, stół, na nim szklanka wody, papierosy i zapałki. W pomieszczeniu znajdowała się muszla klozetowa na wypadek gdyby była potrzebna. Acha, zapomniałem o długopisie i kilku kartkach papieru. Gdyby ostatnim życzeniem skazańca było napisanie listu do rodziny, zostaje mu to umożliwione. Z poczekalni drzwi także obite blachą prowadziły do pomieszczenia, gdzie z sufitu zwisała pętla, umocowana na bloku, tak że można ją albo podwyższyć, bądź w razie potrzeby opuścić. Pod nią, w podłodze znajdowała się metalowa zapadnia. Mechanizm jej uwalniania znajdował się w pobliżu ściany..

Po spełnieniu ostatniego życzenia wprowadzano więźnia do tego pomieszczenia?

Nie od razu. Trzymając go tyłem do drzwi prowadzących do pomieszczenia, gdzie wszystko było przygotowane do egzekucji, skazanemu zawiązywano oczy czarną przepaską. I teraz zajmował się nim kat oraz jego dwaj pomocnicy. Gdy prokurator odczytywał wyrok większość skazańców trzęsła się jak w febrze. Potem szybkie założenie pętli. I ten charakterystyczny trzask zapadni.

I wtedy przychodziła kolej na pana?

Jeszcze nie. Według obowiązującej instrukcji wykonywania kary śmierci, jaka obowiązuje w naszym kraju, skazany powinien pozostawać na szubienicy przez 20 minut. Po upływie tego czasu pomocnicy kata zdejmują zwłoki i układają na podłodze. Dopiero wówczas przystępowałem do badania używając stetoskopu. Na szyi skazańca widać było tzw. pręgę wisielczą, zaś na twarzy zastygł grymas bólu.

Śmierć następuje natychmiast?

Tak, choć z punktu widzenia medycyny istnieją różne opinie. Powszechne przekonanie, że z chwilą zawiśnięcia na sznurze pęka rdzeń, nie jest chyba do końca prawdziwe. Specjaliści medycyny sądowej uważają, że zaciśnięcie się pętli powoduje gwałtowne odcięcie dopływu krwi do mózgu. Powoduje to utratę przytomności i zatrzymanie akcji serca. Z egzekucją wiąże się również fizjologia.

Co pan ma na myśli?

Pewne przykre szczegóły, które się zazwyczaj pomija. Podczas zawiśnięcia na sznurze następuje wytrysk nasienia i wypróżnienie. Blacha w kwadratowym dole pod zapadnią jest zawsze zabrudzona i trzeba ją myć.

Jak wykazują sondaże, większość Polaków opowiada się za odwieszeniem kary śmierci. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?

Kiedyś myślałem podobnie. Zabiłeś, to logiczne, że potem zabiją ciebie. Dzisiaj myślę zupełnie inaczej. Czy miało na to wpływ to, co oglądałem na własne oczy podczas tych 3 egzekucji? Chyba tak. Jestem przeciwnikiem stosowania kary śmierci. Sądzę, że aby jej zwolennicy zmienili zdanie, wystarczyłoby im uczestniczenie w egzekucji. Kara śmierci to nie zabawa. Jeśli chcemy należeć do społeczeństw cywilizowanych, trzeba z niej zrezygnować raz na zawsze.

MWMedia

Zobacz także