- Parytety w żaden sposób nie są dyskryminujące dla mężczyzn, wyrównują szanse kobiet, które napotykają na różne bariery w dostępie do stanowisk - mówiła Wanda Nowicka, kandydatka Ruchu Poparcia Palikota. Także Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) przekonywała, że parytety zwracają uwagę na to, że społeczeństwo składa się z kobiet i mężczyzn i obie płcie powinny być reprezentowane w życiu publicznym. Ewa Kierzkowska (PSL) podkreśliła, że najważniejsze są wykształcenie i kompetencje osób zajmujących wysokie stanowiska. - Nam, czyli tym, którzy parytety popierali, o nic więcej nie chodzi, tylko o równe traktowanie - mówiła. Parytety za inżynierię wyborczą, która nie sprawdziła się w Europie, uznała reprezentantka PiS Jadwiga Wiśniewska. Przekonywała, że o dostępie do stanowisk powinny decydować kompetencje. Według Pauliny Piechny-Więckiwiecz (SLD) parytety są po to, by zapewnić kobietom rzeczywisty dostęp do władzy i stanowisk, by rzeczywiście liczyły się kompetencje. - Jeśli kiedyś mężczyźni będą potrzebowali kwot lub parytetów, to trzeba będzie im je zapewnić - dodała. Nie wiesz, na kogo głosować? Zadaj swoje pytania politykom w przedwyborczej debacie online portalu INTERIA.PL i sprawdź, poglądy której partii najlepiej odpowiadają twoim przekonaniom!