W konsulacie w stolicy Kanady, Ottawie, uprawnione do głosowania były 433 osoby, ostatecznie jednak głosować przyszło 380 osób - powiedziała konsul Monika Zuchniak-Pazdan. Oddano 376 ważnych głosów, 4 były nieważne. Konsul powiedziała, że pierwszy wyborca pojawił się przed konsulatem już o 5.30 rano, zaś ostatnia osoba chciała zagłosować jeszcze o 20.20, czyli już po zamknięciu lokali wyborczych. W konsulacie w Montrealu frekwencja wyborcza wyniosła 83 proc. - na 614 zarejestrowanych wyborców ostatecznie przyszło głosować 538. Według informacji z komisji wyborczej w Montrealu przekazanych PAP, pierwszy wyborca przyszedł pięć minut przed otwarciem lokalu wyborczego. Ostatnia osoba weszła do konsulatu kilka sekund przed zamknięciem - był to wyborca, który zapomniał paszportu i zdążył wrócić z dokumentem w ciągu 25 minut. Dużo osób głosowało rano, przed wyjazdem na weekend. Sporo osób przyszło też po uroczystości zakończenia roku szkolnego. W konsulacie w Toronto zarejestrowało się najwięcej wyborców: w dwóch komisjach wyborczych na listach uprawnionych do głosowania widniało ponad 4,5 tysiąca nazwisk. Konsul generalny w Toronto Marek Ciesielczuk powiedział, że już przed szóstą czekało około 20-30 osób, zaś tuż przed 20 weszły jeszcze ostatnie dwie osoby. Wbrew temu, czego się spodziewano, największa frekwencja była do godziny 14. Zdaniem Ciesielczuka, Polacy pamiętali o kolejkach, w których trzeba było stać, by oddać głos w poprzednich wyborach prezydenckich i dlatego wyborcy woleli przyjść wcześniej. Jednak jeszcze kilkanaście minut przed 22 pojawił się Polak, który sądził, że można głosować do północy. Do chwili nadania tej depeszy nie były jeszcze dostępne informacje z konsulatów w Vancouver, Edmonton i Calgary. Z wcześniejszych informacji wynikało, że w tych trzech miastach mogło się zarejestrować kilkaset osób.