Najpierw Hanna Gronkiewicz-Waltz, która jest szefową stołecznej PO, oświadczyła, że niedopuszczalne jest zmniejszanie przez Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta stolicy środków przeznaczanych na warszawskie hospicja. - Nie na tym polega Warszawa solidarna i nie tak powinna wyglądać Polska solidarna - powiedziała. Jej zdaniem, pieniądze wydane na broszurę - w której prezydent stolicy Lech Kaczyński przedstawił strategię rozwoju Warszawy do 2020 roku, a która została dołączona do wtorkowej "Gazety Wyborczej" - mogłyby być wydane właśnie na hospicja. Za wydanie tej broszury za miejskie pieniądze w czasie kampanii wyborczej skrytykowała już wczoraj Kaczyńskiego stołeczna posłanka PO i szefowa Transparency International, Julia Pitera. - Jest bardzo dużo takiego zakłamania w mówieniu tego, że w Warszawie jesteśmy solidarni, pomagamy najsłabszym, a tak naprawdę wydajemy pieniądze na rzeczy niepotrzebne - oceniła Gronkiewicz- Waltz. W odpowiedzi na te zarzuty wiceprezydent Warszawy Andrzej Urbański wyjaśnił, że Warszawa jest jedynym miastem w Polsce, które dopłaca do opieki paliatywnej. - Dawno nie widziałem takiego spektaklu kłamstw i politycznej ohydy - powiedział Urbański. Według niego, od ubiegłego roku stolica przekazuje wszystkim organizacjom pożytku publicznego takie same kwoty na opiekę nad jednym pacjentem: 9 zł dziennie na opiekę domową i 18 zł na opiekę stacjonarną. Zaraz potem konferencję prasową zorganizował szef sztabu wyborczego Lecha Kaczyńskiego, Zbigniew Ziobro. - Jest mi przykro, że niektórzy politycy PO uderzają w tony agresji, nieprawdziwych zarzutów wobec PiS. Zamiast sporu programowego spotykaliśmy się z agresją i oszczerstwami - oświadczył i... sam wysunął zarzuty przeciw sekretarzowi generalnemu PO, Grzegorzowi Schetynie, w związku z doniesieniami "Newsweeka" sprzed dwóch miesięcy. Ziobro powiedział, że oczekuje od szefa PO Donalda Tuska zajęcia stanowiska w sprawie zarzutów wobec Schetyny. Według Ziobry, Tusk powinien pokazać, czy przestrzega standardów uczciwości, o których mówi. Na początku sierpnia "Newsweek" opublikował artykuł "Rodzinny interes" dotyczący Schetyny. Czytamy w nim m.in., że Grzegorz Schetyna, kiedy został prezesem klubu sportowego Śląsk Wrocław, wpadł na "genialny sposób zarabiania pieniędzy - kluczem była malutka agencja reklamowa jego żony". Według "Newsweeka", agencja reklamowa żony Schetyny była uprawniona do zawierania umów sponsorskich dla klubu. Od każdej kwoty wpłacanej przez sponsorów brała prowizję - jak twierdzą rozmówcy dziennika - nawet w wysokości 30 proc. umowy (zwyczajowo jest to 5-15 proc.). Na swojej kolejnej konferencji prasowej Tusk odpowiedział Ziobrze, że Schetyna już w sierpniu skierował do sądu sprawę opisaną w "Newsweeku" oraz opublikowaną tam wypowiedź anonimowego przedsiębiorcy. - Zwróciłem się do posła Schetyny, aby skierował natychmiast sprawę do sądu i 11 sierpnia zrobił to w związku z pomówieniem anonimowej osoby na łamach "Newsweeka" - oświadczył Tusk. Według Tuska, to nie on, ale Kaczyński, przegrywając w sondażach, zaostrzył kampanię wyborczą. Lider Platformy powiedział, że obecna kampania - jeśli będzie taka potrzeba - będzie twardą kampanią. - Jeśli mój główny konkurent chce kampanii naprawdę bojowej, to będzie ją miał - dodał kandydat PO. Z kolei szef sztabu Tuska, Jacek Protasiewicz, zapytał PiS o rolę, jaką odgrywa w otoczeniu liderów partii Mirosław Styczeń, wobec którego toczy się postępowanie. Na początku roku Styczeń został zatrzymany przez ABW. Jest podejrzewany o wyłudzenie 340 tys. zł od krakowskiego biznesmena. Styczeń nie znalazł się w areszcie, bo wpłacił 100 tys poręczenia majątkowego. Protasiewicz przywołał w tym kontekście niedawną publikację dziennika "Fakt", poświęconą spotkaniu liderów PiS w jednej warszawskich restauracji - na towarzyszącym jej zdjęciu widać kandydata PiS na premiera Kazimierza Marcinkiewicza a za nim Stycznia. Dzisiejszej kampanii wzajemnych oskarżeń towarzyszyła pikieta i kontrpikieta przed siedzibą Instytutu Pamięci Narodowej. Po jednej stronie stanęli działacze młodzieżówki PiS, którzy domagali się od Tuska ujawnienia zawartości jego teczki. - Jeżeli jest człowiekiem z zasadami, niech przestrzega zasad jawności życia publicznego - mówili. Po drugiej stronie stanęli młodzi sympatycy PO, którzy popiskiwali gumowymi kaczuszkami i krzyczeli: "Początek kaczokracji - koniec demokracji".