"Ta informacja budzi wątpliwości, które ogłosił także Ośrodek Karta, w kwestii wiarygodności i właściwej identyfikacji tego dokumentu i, szczerze powiedziawszy, wolałbym się kategorycznie nie wypowiadać nie znając całości tego dokumentu i nie odnosić się do, być może, rzeczywistości urojonej. Ośrodek Karta twierdzi, że ten dokument od dawna u nich jest i nie jest to białoruska lista katyńska, jednak mogli się oprzeć oczywiście tylko na publikowanych fragmentach. I w obliczu tych wątpliwości jedyną metodą, która nam pozostaje, jest porównanie obu tych dokumentów w całości, by stwierdzić z czym mamy do czynienia. Na podstawie tego fragmentu, który mamy w +Gazecie Wyborczej+, trudno jednoznacznie wyrokować, co to właściwie jest. Są jednak poważne wątpliwości, czy identyfikacja tego dokumentu jest właściwa i te wątpliwości muszą być rozstrzygnięte, żeby ostatecznie wyrokować, czy to lista białoruska. A te wątpliwości dotyczą chociażby liczby nazwisk. 1996 osób to nie jest liczba osób, które hipotetycznie powinny znajdować się na tych listach. Powinno być to co najmniej 3 tys. nazwisk i pytanie, dlaczego ta lista jest ograniczona do tylu osób. I dlatego, nawet gdyby to była białoruska lista, to z uwagi na jej długość można by ją nazwać najwyżej półlistą. Trzeba to po prostu zbadać i porównać oba dokumenty. Nie można wiarygodnie wyrokować na podstawie przedstawionych fragmentów".